Miniatura plakatu filmu Rumba

Rumba

2008 | Francja, Belgia | Komedia, Romans | 77 min

Prosty film o miłości

Marta Suchocka | 06-08-2008
Rumba” w reżyserii Dominique'a Abela, Fiony Gordon i Bruna Romy'ego (ta trójka to również autorzy scenariusza i odtwórcy głównych ról) to jak dla mnie bardzo specyficzne kino autorskie. Obraz tych niejednokrotnie nagradzanych artystów ociera się o nieme produkcje początku XX wieku. W „Rumbie” praktycznie brak dialogów, a głupawy żart przywołuje na myśl czarno – białe komedie o Flipie i Flapie. A mimo to ten niebywale prosty obraz ma w sobie jakiś urok.

Kochające się małżeństwo... on jest wuefistą, ona nauczycielką angielskiego. Oboje pracują w podmiejskiej szkole i wiodą spokojny żywot. W każdej wolnej chwili Fiona i Dom zajmują się swoją prawdziwa pasją – tańcami latynoamerykańskimi. Tańczą i zdobywają liczne nagrody na konkursach tanecznych. To ich cały, mały, spokojny świat, w którym są bardzo szczęśliwi. Pewnego dnia wszystko wali im się na głowę, w wyniku wypadku samochodowego Fiona traci nogę, a Dom pamięć. Od tego momentu zaczyna się lawina nieustających nieszczęść spadająca na parę małżonków. Ostatecznie pozostaje im tylko miłość...

Jak już wspomniałam „Rumba” jest filmem specyficznym, można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że trochę dziwnym i mimo całej swojej prostoty dość trudnym w odbiorze dla współczesnego, kinowego everymana. W obrazie praktycznie brak dialogów, rozmowy bohaterów są lakoniczne i raczej o niczym, a na dokładkę pojawiają się średnio co 15 minut. Nie ma też żadnej narracji. Trzeba przyznać, że może się to okazać trochę meczące, szczególnie w porównaniu ze współczesnym, popularnym kinem rodem z Hollywood. Osobiście muszę jednak przyznać, że brak dialogów miał pewien urok. Dzięki temu „Rumba” to taka bardzo prosta historia o wielkiej miłości, gdzie nie ma miejsca na górnolotne rozważania o Kancie, czy niepotrzebne słowa, cały wic to emocje, a one opierały się na grze gestów i to bardzo przyziemnych i życiowych.

„Rumba” to gatunkowa komedia. Fakt bezsprzeczny, bo niby obraz jest zabawny, ale niestety poziom żartów (siłą rzeczy głównie sytuacyjnych) osadzony w konwencji kina niemego, zupełnie nie trafił w mój gust. Nie wiem sama czy bliżej mu do Flipa i Flapa czy Braci Marks. Szczerze przyznam, że momentami nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać, bo to co zaserwowali Abel, Gordon i Romy było nie tyle proste, ile po prostu głupawe i groteskowe. Rodziła się tylko jedna myśl: co jeszcze może się stać? Może tym razem na parę kochanków spadnie dziesięć plag egipskich? A oni? Oni oczywiście w najlepsze nadal będą się kochać (!)

I fakt bezsprzeczny, bawić może nie tylko humor rodem z gimnazjalnej ławy, ale całokształt. I aparycja głównych bohaterów, tak bardzo odbiegająca od tych z kolorowych, amerykańskich filmów o miłości, i zdjęcia, gdy klejone są jak pół wieku temu. Całość momentami bywa wręcz absurdalna. I nawet ta przesłodka miłość na przekór wszystkiemu, też bywa zabawna.

Zdaję sobie sprawę, że Abel, Gordon i Romy swoją „Rumbą” starają się przekazać coś ważnego, ważnego a zarazem prostego jak ich obraz. To bliskość drugiej osoby jest najważniejsza i to w taki przyziemny i bardzo ludzki sposób. Tak w „Rumbie” najważniejsza jest miłość – tym bardziej, że to taniec zmysłów i namiętności. Zgodzę się z tym, ale przyznam, że mi ten obraz bardziej pasuje do pastiszu. Odczytywany w taki sposób robi się zdecydowanie mniej drażniący i jakoś wszystkie elementy układanki tworzą w miarę spójną całość. Wszystko przecież mieści się w konwencji gatunku, jest tylko przerysowane i wyolbrzymione. Idealny pastisz komedii romantycznej.

Na koniec jeszcze jedna uwaga, chyba dosyć ważna. Jeżeli ktoś sugerując się tytułem, spodziewa się filmu muzycznego, od razu wyprowadzam z błędu. Ścieżka dźwiękowa bardzo skromna, scen tanecznych jak na lekarstwo i też bliżej im do groteski niż do wirtuozerskich popisów na parkiecie. Przyznam jednak, że jedna scena (właśnie z tańcem w roli głównej) zrobiła na mnie niemałe wrażenie. Popis taneczny cieni jest naprawdę interesujący i przyciąga uwagę.

Szczerze przyznam, że film mi polecać trudno. Sama mam mieszane uczucia i mimo, że odczytywanie „Rumby” sprawiło mi przyjemność, nie wiem czy podjęłabym się spotkania z tym obrazem po raz wtóry. Jednego mogę być pewna, film z pewnością przypadnie do gustu wielbicielom kina niemego, niewyszukanych żartów i absurdu.
Dystrybutor
Premiera
19-09-2008 (Festiwal Filmowy w Atenach)
20-02-2009 (Polska)
10-09-2008 (Świat)
2,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
arcio
vaultdweller
swomma
Marta Suchocka
Mikez