Według mieszkańców Kazachstanu to co spadnie z nieba należy do pierwszej osoby, która daną rzecz zobaczy. Wedle tej zasady postępuje też nasz główny bohater Gagarin, gdy znajduje dziewczynę, francuską turystkę kosmiczną, Julie. Zabiera dziewczynę do swej jurty, opiekuje się nią, aż ta wreszcie budzi się ze śpiączki, a wtedy....
"Miłość z księżyca" to film, który tworzy baśniowy nastrój, to film po prostu piękny w swej naiwności. W naiwności bohaterów, a właściwie ich niewinności. Piękny poprzez wypowiadane proste mądrości, poprzez życie ludzkie, które jest tak zwyczajne, że aż niezwykłe. Mieszkańcy kazachskiej wioski żyją dzięki zbieraniu kosmicznego gruzu, który wymieniają na konserwy z jedzeniem wątpliwej jakości. Każdy swój problem rozwiązują za pomocą wielbłądziego łajna, które jest niczym klej super glue. Kłótnie i nieporozumienia za to rozstrzygają starą, dobrą metodą ręczną i ciągle dziwią się, że młodzi tacy mądrzy, a świat taki głupi.
W takiej wiosce wychował się chłopak, którego rodzice zginęli w wypadku spowodowanym przez spadające z nieba odłamki rakiety. Gagarin jednak mimo wszystko nadal pragnie być kosmonautą i pewnego dnia za sprawą przypadku otrzymuje taką szansę. Twórcy "Miłości z księżyca" jednak przemycają nam, poprzez losy bohaterów bardzo aktualną mądrość: często gonimy za ideałami, chcemy wciąż więcej i więcej, często jesteśmy niezadowoleni, a nie dostrzegamy prawdziwego bogactwa, które mamy tuż obok.
Reżyser Veit Helmer stworzył film niezwykły, przypominający mi inny obraz, który też wręcz powala klimatem, bezkresem stepów, przestrzenią i prostotą ludzi. Mam tu na myśli "Urgę" Nikity Michałkowa, gdzie historia toczy się nieśpiesznie pośród mongolskich stepów. Ponadto reżyserowi poza stworzeniem klimatu, wyszło jeszcze kilka rzeczy. Muzyka, za którą odpowiadał Goran Bregović zdecydowania pomaga ten nastrój budować. Do tego dochodzi jeszcze specyficzny humor, zarówno sytuacyjny, jak i rozbawienie, jakie wywołują bohaterzy dokonujący takich, a nie innych wyborów. Film "Miłość z księżyca" to film, który rzeczywicie spadł mi z nieba, po wcześniej oglądanej "Ixjanie" czy drugiej części "Silent Hill".