Miniatura plakatu filmu Free Zone

Free Zone

2005 | Izrael, Belgia, Francja, Hiszpania | Komedia, Dramat | 90 min

O skorpionie, który chciał przepłynąć Jordan na grzbiecie żółwia

Jola | 02-12-2009

Obraz Amosa Gitaia jest filmem nietypowym. Dla europejskiego widza, przyzwyczajonego do hollywoodzkiego stylu będzie trudny w odbiorze. „Free zone” jest filmem drogi. Jeśli jednak akcję potraktujemy wprost, nic nie zrozumiemy, ponieważ sens filmu jest aluzyjny i symboliczny. Od początku sugeruje i naprowadza widza na właściwy odbiór treści. Długie, początkowe ujęcie przedstawia siedzącą w taksówce i patrzącą przez okno płaczącą rozpaczliwie Natalie Portman (urodzoną w Izraelu). Dlaczego płacze? Izraelskiemu widzowi, który słyszy i rozumie tekst akompaniującej tej scenie piosenki będzie łatwej to pojąć. Dla reszty z nas wyjaśnienie nastąpi później. Leniwy, niekonwencjonalny sposób prowadzenia akcji sprawia, że odbieramy ten film jak obraz, wrażenie. Nakładające się na siebie zdjęcia akcji i retrospekcji montowane metodą przenikania sprawiają wrażenie marzenia sennego. Przy pomocy tego zabiegu widz jest wprowadzony w kontekst wydarzeń.

 

Główną bohaterką jest Rebecca, Amerykanka mieszkająca a Nowym Jorku. Całe życie była wychowywana w tradycji żydowskiej, chodziła do synagogi, przeszła żydowską konfirmację, czyli bat micwę. Nie mogąc znaleźć swojego miejsca w Ameryce przybywa do Izraela, licząc na to, że tu się odnajdzie, ale na miejscu okazuje się, że nie jest Żydówką. Traci poczucie tożsamości, nie wie kim jest i gdzie przynależy. Zrywa więc ze swoim chłopakiem, Żydem i wyrusza na poszukiwanie samej siebie. Wsiada do taksówki Hanny (Hana Laszlo) nalegając, by zawiozła ją gdziekolwiek. Rozżalona chce opuścić Jerozolimę, która ją odrzuciła, chce opuścić kraj, który nie okazał się jej miejscem, jej ojczyzną. Hanna Ben Moshe, żona właściciela firmy przewozowej Moshego, ma niecierpiącą zwłoki sprawę do załatwienie w „Wolnej strefie” znajdującej się na terenie Jordanii, blisko granic z Irakiem i Syrią. Musi pilnie odebrać pieniądze od pewnego Palestyńczyka, zwanego „Amerykaninem”, kontrahenta jego męża handlującego konstruowanymi przez siebie opancerzonymi samochodami, które z kolei „Amerykanin” sprzedaje Irakijczykom. Sam Moshe nie może przyjechać, bo został ranny podczas wybuchu bomby. Typowe nastroje bliskowschodnie. Odległości na Bliskim Wschodzie nie są duże. Można pół kontynentu i kilka granic osiągnąć w kilka godzin, ale to wystarczy, aby przed naszymi oczyma przewinęła się historia kilku pokoleń Żydów, Palestyńczyków oraz abyśmy mieli udział w osobistych zdarzeniach głównych bohaterów. Wszystkiemu temu towarzyszy napięta atmosfera jaka panuje na tamtych terenach przygranicznych.

 

Styl Amora Gitara charakteryzuje się autentycznością i zdjęciami uderzającymi odbiorcę swym realizmem, choć opowiadaną przez niego historię nie sposób rozumieć, gdy czytamy ją literalnie. Przy jej percepcji należy spróbować przestawić swoje europejskie myślenie na mentalność człowieka Wschodu, operującego aluzjami, symbolami i mistyką, tak jak my zwykle operujemy częściami mowy. Mistycyzm jest gramatyką Bliskiego Wschodu.

 

Jeśli oczekujemy po tej historii populistycznie przedstawionej romantycznej akcji na kształt wielkich zachodnich produkcji, typu „Gladiator” czy „Królestwo Niebieskie”, srodze się rozczarujemy, podobnie jak Rebecca, która mając głowę pełną stereotypowej wiedzy historycznej, nabytej na amerykańskich uniwersytetach, gdy przybywając na Bliski Wschód spodziewa się przeżyć przygodę swego życia. A przeżywa to, co jest udziałem ludu tej ziemi, Żydów, Arabów i Palestyńczyków – odarcie z wszelkich iluzji, z obłudy, rana na otwartym, pulsującym sercu. Obok osobistej tragedii Rebeki obserwujemy konflikt bliskowschodni, który jest symbolicznie pokazany jako problem finansowego zatargu między dwoma kobietami – Izraelką i Palestyna, żonami wspólników w interesach, z których jeden ma dług wobec drugiego. Dwie strony, które skazane są by mieszkać blisko siebie, co jest powodem nieustającej wojny i ciągle nawracającego, niemożliwego do opanowania chaosu.

 

Film spina jak rama obraz piosenka w wykonaniu Chavy Alberstein, która się pojawia na początku, gdy Rebecca płacze i w końcowej scenie, podczas kłótni dwóch kobiet. Chava Alberstein śpiewa tradycyjną piosenkę - przypowieść "Had Gadia" - "Jedno koźlę", śpiewaną podczas pesachowej uczty - sederu. Dla niewtajemniczonych w symbolikę świąt żydowskich - paschę obchodzi się na pamiątkę wyzwolenia się spod mocy anioła śmierci, który nawiedził Egipt pewnej nocy, porażając wszystkich pierworodnych tej ziemi. Tekst piosenki na przykładzie wiecznie tułającego się, pozbawionego spokoju narodu żydowskiego alegorycznie opowiada o tym, że świat jest pogrążony w konflikcie, stale dążąc do entropii. Gdy udaje się na chwilę go uporządkować, przychodzi kolejna fala chaosu wszystko niszcząc. A potem następna, która niszczy tę poprzednią. I tak aż do końca świata, gdy przyjdzie Najwyższy i unicestwi Anioła Śmierci.

Reżyseria
Premiera
19-05-2005 (Festiwal Filmowy w Cannes)
09-06-2005 (Świat)
3,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

arcio
vaultdweller
swomma
Yasha