Miniatura plakatu filmu Industrial Symphony No. 1: The Dream of the Brokenhearted

Industrial Symphony No. 1: The Dream of the Brokenhearted

1990 | USA | Dramat, Muzyczny | 50 min

David Lynch w przestrzeni teatralnej

Dominik Siwek | 20-10-2013
 David Lynch to twórca znany przede wszystkim jako autor surrealistycznych filmów. Jego dzieła zdają się być inspirowane marzeniami sennymi, nadrealnymi wizjami oraz medytacją. Nie inaczej jest więc z „Symfonią przemysłową nr 1”, gdzie te elementy również są dostrzegalne, a oniryzm wyczuwalny jest nade wszystko. Z resztą na to wskazywałby podtytuł, czyli „Sen o złamanym sercu”. Styl Lyncha sprawdza się w sferze teatralnej równie dobrze, jak w filmie.

Ten spektakl muzyczny tworzyli artyści mocno związani z dorobkiem Davida Lyncha. Reżyser ponownie współpracował z parą aktorów,  która wystąpiła razem w filmie „Dzikości serca”, czyli: Nicolasem Cage'm oraz Laurą Dern. Szczególnie Dern jest często zapraszana do projektów Lyncha („INLAND EMPIRE”, „Blue Velvet”). Oprócz tego ponownie widzimy Michaela J. Andersona, charakterystycznego karła, najbardziej znanego z roli w „Twin Peaks”. Z tym serialem (i filmem) wiąże się również postać Julee Cruise, która jest ulubienicą Lyncha, jeśli chodzi o użyczanie swego głosu w piosenkach.

Wreszcie osoba po samym reżyserze najważniejsza, czyli Angelo Badalamenti  - właściwie współtwórca tego musicalu. Ci dwaj artyści tworzą świetny duet, ponieważ niemal nieodłącznym elementem większości filmów Lyncha jest genialna oprawa muzyczna w wykonaniu Badalamentiego. Oglądając „Symfonię przemysłową”, uwagę skupia przede wszystkim właśnie muzyka. Umiejętność tworzenia odpowiedniego nastroju przez Badalamentiego to wielka sztuka. Tutaj jednak urzeka również śpiew Julee Cruise, dzięki której melodie zapadają w pamięci. Co do ogólnej ścieżki dźwiękowej, to każde brzmienie, nawet niemuzyczne, wydaje się być nieprzypadkowe...

 Coś się pojawia, ponieważ taka jest wola autora, w tym przypadku Davida Lyncha. Postawa widza, który odbiera to, co widzi i przystaje na wybory reżysera, jest tu właściwa. Twórca, czyli artysta, ma wolną rękę jeśli chodzi o budowanie swojego dzieła. Nie wszystko musi być umotywowane jakąś konkretną ideą. W spektaklu pojawia się postać wielkiego jelenia obdartego ze skóry, który wyglądem przypomina diabła. Nie należy szukać w tym sensu, wystarczy po prostu podziwiać sam pomysł i wykonanie - co z resztą naprawdę robi wrażenie. Ponadto reżyser tworzy w przestrzeni teatru hipnotyczny stan. Właśnie za ten specyficzny klimat cenimy Davida Lyncha.

W „Symfonii...” mamy filmową wstawkę z udziałem Laury Dern i Nicolasa Cage'a. Ich telefoniczny dialog rozpoczyna nagranie. Całość musicalu to niedopowiedzenia. Jednak nie tylko o niedopowiedzenia chodzi, ale o specyficzne emocje w ogóle. Nie ważne jest bowiem to, czego dotyczy dana rozmowa, a bardziej zwraca się uwagę na to, w jaki sposób ona przebiega. Za każdym razem ogarnia dziwny stan, takiego zobojętnienia... Trudno określić to uczucie inaczej, jak zobojętnienie właśnie.

Otóż w tym przypadku powinien nas raczej interesować sam proces powstawania dzieła, metoda oraz forma przekazu, aniżeli interpretacja i analiza. Ten muzyczny spektakl miałby chyba dotyczyć tematu niespełnionej miłości, złamanego serca... Przynajmniej tak wynika z treści wyrażonych za pomocą słowa. Szczerze mówiąc - nie ma chyba potrzeby przywiązywać do tego większej wagi. Każdy prowadzi swoje życie, nie powinniśmy więc chyba wchodzić w problematykę życia fikcyjnej postaci i  rozmyślać nad tym za długo. Życia zazwyczaj nie można racjonalnie zinterpretować. Po prostu coś się dzieje i już.
5,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
Radosław Sztaba