Kino europejskie, a szczególnie to ze środkowo-wschodniej części, cechuje się swoim wyjątkowym spojrzeniem, które w odróżnieniu od amerykańskiego, zdaje się widzieć w sposób bardziej rzeczywisty ludzkie problemy. Nie ma się czemu dziwić, jeśli tylko spojrzymy na targające naszym rejonem konflikty. Pragmatyczne problemy świata zachodu nie mają tutaj racji bytu, przez co produkcje z naszego regionu stają się hermetycznym schematem, który niewielu potrafi zrozumieć, jeśli nie doświadczyli tego na własnej skórze.
Jako mały chłopiec obejrzałem kiedyś w telewizji „Underground” w reżyserii Emira Kusturicy. Film ten wywarł na mnie tak potężne wrażenie, że zacząłem poszukiwać innych dzieł z Bałkanów. Przez wiele lat obejrzałem mnogość takich produkcji i kiedy pewnego dnia zadałem sobie pytanie: Co czyni te filmy tak przystępnymi mojej wyobraźni, co je czyni tak prawdziwymi, zrozumiałem że jest to zbieżność kulturowa. Człowiek z zachodu nie zrozumie naszego „Misia”, tak jak człowiekowi z Polski trudno było pojąć „Star Wars” podczas pierwszych seansów. Pomimo tego że lata osiemdziesiąte, w których się urodziłem, są dla mnie tylko mglistym wspomnieniem, tak pokolenie tych lat jest już zupełnie zrozumiałe. Bojan Vuk Kosovcevic, reżyser filmu „Wir”, doskonale oddaje uczucia, które targają ludźmi z tego pokolenia, uczucia beznadziei i przegranej na samym starcie.
„Wir” przedstawia nam sylwetki trzech kolegów, poczynając od czasów podstawówki. Każdy z nich ma inną historię do opowiedzenia, co innego do przekazania. Kosovcevic przedstawia ich widzom na zasadzie trzech odrębnych historii, które wraz z trwaniem filmu zazębiają się mniej lub bardziej. Pierwszego poznajemy Bogdana, skinheada, który całą swoją wewnętrzną nienawiść stara się uwidocznić poprzez bunt do wszystkiego i wszystkich. Nie jest dla niego ważna przyszłość, liczy się dzień dzisiejszy, Carpe Diem - można by rzec. Jedynym czynnikiem, który wzbudza w nim pokorę, jest jego była dziewczyna, którą pragnie odzyskać.
Drugim bohaterem filmu jest Kale, stereotypowy bałkański mafioso, który nie ceni życia innych, jeśli może na tym zarobić. W kraju, który dopiero wyrwał się z ramion wojny, widzi świetny (nie do końca legalny) interes i nie ma dla niego nic złego w tym, że aby to osiągnąć musi kroczyć drogą naznaczoną krwią innych. Jego wyrachowanie i brak skrupułów, budzi u widza dreszcz przerażenia. Przerywniki, które starają się pokazać jego prawdziwe, uczuciowe oblicze, stają się w pewnym momencie uciążliwe, przypuszczam, że za sprawą samego aktora.
Trzecią postacią z którą przychodzi nam się zaznajomić jest Grof, który miał nieprzyjemność doświadczenia wojny na Bałkanach walcząc. Doprowadziło go to na skraj obłędu, czym daje wyraz swoim obecnym istnieniem. „Wojna jest piekłem”, każdy z nas zna to powiedzenie, nie znając prawdziwego jego sensu. Widziałem mnóstwo filmów o tematyce wojennej, ale żaden nie odda tego, co tam się tak naprawdę dzieje.
„Wir” jest filmem przejmującym, ukazuje nam jak blisko nas dzieją się historie zwykłych ludzi, którzy pragną normalności, spokoju, zwykłej prostej egzystencji.
Wspomniałem wcześniej o filmach Emira Kosturicy, które bardzo bliskie są mojemu sercu kinomana. Dzieło Kosovcevica jest podobne do tych produkcji, po raz pierwszy pokazuje co pozostało po wojnie na Bałkanach. Ucichły wybuchy, strzały, ale nie wołanie o lepsze jutro. Jako Polacy, daliśmy sobie radę z transformacją ustrojową, zapomnieliśmy jednak, po latach, że nie każdy to potrafił. Widzieliśmy w telewizorach co nam chciano pokazać, ale ilu z nas pochyliło się nad prawdziwym okrucieństwem tamtych wydarzeń?
Gorąco polecam obejrzenie „Wiru” ludziom, którzy pamiętają lata osiemdziesiąte i wczesne dziewięćdziesiąte. Kilkaset kilometrów różnicy zrobiły tak wiele i tak niewiele, a problemy nadal pozostają te same.