Kino katastroficzne rządzi się własnymi prawami – ma być groźnie, emocjonująco i efektownie. I choć w warstwie wizualnej „Greenland” daleko do najlepszych filmów spod znaku tego gatunku, obraz broni się emocjami. Może nie zobaczymy na ekranie widowiskowych efektów specjalnych ukazujących zniszczenie świata, ale poczujemy strach głównych bohaterów. Poczujemy się tak, jak gdybyśmy razem z nimi musieli walczyć o przetrwanie. A czyż nie to, pod płaszczykiem wizualnych fajerwerków, jest nadrzędnym celem kina katastroficznego?
W „Greenland” mamy klasyczny schemat gatunku. Na początku nic nie wskazuje, by wielkimi krokami zbliżała się zagłada. Poznajemy Johna Garrity (Gerard Butler) oraz jego żonę Allison (Morena Baccarini), z którą są w separacji, oraz ich syna, Nathana (Roger Dale Floyd). Wszyscy mówią o historycznym wydarzeniu, jakim ma być przelot komety niezagrażającej Ziemi, ale mającej spowodować spektakularny spektakl na niebie – idealna okazja ku temu, by wspólnie z sąsiadami śledzić relację w telewizji. John nieoczekiwanie dostaje smsa z informacją, że został wybrany wraz z najbliższą rodziną do objęcia ochroną w obliczu katastrofy i musi niezwłocznie udać się na lotnisko, by stamtąd zostać przetransportowanym do schronu. Szybko okazuje się, że odłamki tej „niegroźnej komety” uderzają w Ziemię, niszcząc ogromne powierzchnie. Wkrótce bohaterowie dowiadują się, że największy odłamek ma uderzyć za 24 godziny, niszcząc całkowicie życie na Ziemi. Zaczyna się wyścig rodziny Garrity z czasem, by dostać się do schronu i przetrwać.
Spośród członków rodziny Garrity głównym bohaterem jest John, w postać którego wcielił się Gerard Butler. Kto jak kto, ale ten aktor wprost idealnie nadaje się do takich ról: odważny, silny, sprytny, zrobi wszystko dla swojej rodziny. Przy tym oczywiście okazuje również serce innym ludziom w obliczu przerażającej katastrofy. Wykapany bohater. Morena Baccarini, wcielająca się postać Allison, też bardzo dobrze poradziła sobie ze swoją rolą – w trudnych scenach, w których musiała ukazać rozpacz matki bojącej się o swoje dziecko, poradziła sobie znakomicie. Świetny dobór obsady.
Plusem filmu „Greenland” jest również umiejętne budowanie i utrzymywanie napięcia. Przez cały czas w centrum uwagi jest trójka głównych bohaterów, a ich strach, stres i rozpacz udzielają się z każdą minutą coraz bardziej. Ten zabieg, polegający na przedstawieniu historii tylko jednej rodziny i ich zmagań w obliczu katastrofy, choć przecież dokoła wszyscy inni ludzie też walczą o przetrwanie, powoduje, że obraz jest bardziej kameralny. Skupienie na emocjach głównych bohaterów, ich trudnych wyborach i rozpaczliwej walce o życie, to atut filmu Rica Romana Waugh.
Z drugiej strony ten sam aspekt można ocenić jako główną wadę „Greenland”. Nie da się ukryć – widowiskowych scen tutaj praktycznie nie ma, przez co „Greenland” sprawia wrażenie filmu niskobudżetowego, co samo w sobie może i zarzutem nie jest, ale w przypadku kina katastroficznego już tak. No bo jak to tak – koniec życia na Ziemi bez efektów specjalnych? Dla wielu widzów, a zwłaszcza fanów gatunku, z pewnością jest to niewybaczalne. I słusznie, bo od kina katastroficznego zwyczajnie oczekuje się wizualnych fajerwerków najlepszej jakości. Ich brak jest w „Greenland” odczuwalny i nie da się ich zastąpić czymkolwiek innym. Mimo to twórcy filmu starali się znaleźć patent na ubogość efektów specjalnych i wypełnili tę lukę żywymi emocjami. Nawet jeżeli było to łatanie dziur, to trzeba przyznać, że finalnie ten patchwork prezentuje się naprawdę nieźle.
Wydanie DVD oferuje nam film w wersji oryginalnej z napisami lub z lektorem. Zawiera również zwiastun „Greenland” oraz zapowiedzi innych filmów.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video – dystrybutorem filmu na DVD.