duża fotografia filmu Gladiator II
Miniatura plakatu filmu Gladiator II

Gladiator II

2024 | USA, Wielka Brytania, Moroko, Kanada | Akcja, Przygodowy, Dramat | 2024 min

„Panem et circenses” wciąż aktualne [recenzja Blu-ray]

Arkadiusz Kajling | 16-04-2025
Gdy na początku lata zeszłego roku do sieci trafił pierwszy zwiastun „Gladiatora II”, oficjalna zajawka kontynuacji kultowego dziś filmu Ridleya Scotta bardzo szybko zdążyła pobić wszelkie rekordy popularności – w ciągu pierwszych dwudziestu czterech godzin teaserowy trailer został odtworzony aż sto dwadzieścia osiem milionów razy (dla porównania „Top Gun: Maverick” w analogicznym okresie wyświetlono „zaledwie” siedemdziesiąt pięć milionów razy), a następnego dnia tytuł filmu był już najpopularniejszym hasłem w serwisie X w USA oraz drugą najczęściej wyszukiwaną frazą w amerykańskiej wersji wyszukiwarki Google. Do akcji jednak bardzo szybko wkroczyła również armia niezadowolonych, która drwiła dosłownie ze wszystkiego wieszcząc spektakularną katastrofę – z ostrą krytyką spotkał się m.in. dobór hip-hopowego kawałka Kanye Westa i Jaya-Z pt. „No Church In The Wild”, na cześć którego hejterzy ochrzcili nadchodzącą produkcję mianem „In da Rome”. Osadzone w starożytności widowisko od początku miało pod górkę, ale mało kto dziś pamięta, że oryginalny film z 2000 roku też rodził się w wielkich bólach i również wiele osób wróżyło mu wówczas efektowną klęskę – gdy rozpoczynały się zdjęcia scenariusz nie był jeszcze gotowy, w lokalu na Malcie zmarł na atak serca aktor Oliver Reed, a znacznie przekroczony budżet produkcji wymusił skrócenie okresu zdjęciowego i pracę niemal przez całą dobę. Najwyraźniej historia lubi się jednak powtarzać – nowy film Ridleya Scotta może dzielić opinię publiczną, ale jednego nie można mu odmówić: przyciągnął do kin większe tłumy, niż jakikolwiek wcześniejszy film reżysera i może pochwalić się najlepszym otwarciem na świecie spośród wszystkich filmów amerykańskiego filmowca (jednocześnie jest to również najlepszy start filmu z kategorią „R” od studia Paramount Studios). Wygląda na to, że rzymscy bogowie stanęli po stronie wizjonerskiego twórcy, któremu dodatkowo pomogła sąsiadująca premiera musicalu „Wicked” – choć dwa największe tytuły końca 2024 roku sprzedały się wprawdzie nieco gorzej od prognoz analityków, to jednocześnie wspólnie zaliczyły najlepszy weekend otwarcia przed świętem Dziękczynienia od 2013 roku i drugi najlepszy weekend listopada od czasu pandemii COVID-19, dowodząc, że kinowa publiczność idąc śladami swoich antycznych poprzedników z Koloseum niezmiennie domaga się „chleba i igrzysk”.

Akcja „Gladiatora II” rozgrywa się prawie dwie dekady po wydarzeniach znanych nam z pierwszej części i przedstawia nam nowego głównego bohatera – Lucjusza, syna Lucylii i wnuka Marka Aureliusza, którego po śmierci Maximusa z rąk swojego wuja Kommodusa jako młodego chłopaka wywieziono z Rzymu w obawie przed morderczymi intrygami potencjalnych cesarzy i zamachem na jego życie. Lucjusz nie mając pojęcia o swoich korzeniach dorasta pod przybranym imieniem Hanno żyjąc na wygnaniu w jednej z afrykańskich prowincji na północy czarnego lądu, Numidii, gdzie w końcu zakłada także własną rodzinę i zostaje przywódcą wojska. Szczęście i pokój nie trwają jednak długo – po szesnastu latach ich ziemie napada rzymski generał Marek Akacjusz, którego legiony szybko podbijają kolejne terytoria. Pomimo bohaterskiej obrony opór przed najeźdźcami kończy się porażką, Lucjusz traci ukochaną żonę Arishat i zostaje pojmany poprzysięgając zemstę na znienawidzonym generale – będąc w niewoli trafia na statek płynący do Rzymu, gdzie zostaje natychmiast kupiony przez handlarza niewolnikami Makrynusa. Łowca gladiatorów od razu dostrzega w nim potencjał na bojownika i materiał na dobry interes, choć wobec potomka Maximusa ma również znacznie ambitniejsze plany. Tymczasem w antycznej stolicy śmierć Kommodusa i poświęcenie jego pogromcy na niewiele się zdały, gdyż w sercu Cesarstwa Rzymskiego chaos i terror są na porządku dziennym – tyrańskie rządy młodych psychotycznych współcesarzy, bliźniaków Karakulii i Gety spychają starożytne imperium w stronę upadku. Zainspirowany legendą Maximusa, Lucjusz po dwudziestu latach staje ponownie na arenie słynnego Koloseum do walki na śmierć i życie z zamiarem nie tylko zakończenia własnej vendetty, ale i przeciwstawienia się dwóm żądnym podbojów i rozlewów krwi władców, zwracając należną chwałę i wolność Rzymowi.


Ćwierć wieku temu pierwszy „Gladiator” dosłownie wstrząsnął filmowym światem i rozbudził wyobraźnię kinowej publiczności do tego stopnia, że dziś po wielu latach zalicza ona kultowe dzieło Ridleya Scotta do najcenniejszych perełek w historii kinematografii – w 2000 roku amerykański reżyser ukazał chwytającą za serce historię niewolnika Maximusa jako epicką opowieść o honorze i zemście, jednak na widzach największe wrażenie zrobiła rzemieślnicza praca ekipy produkcyjnej: osadzona w doskonale zrekonstruowanym antycznym Rzymie przypowieść cechowała niebywała dbałość o historyczne detale, oszałamiająca jak na ówczesne czasy jakość efektów specjalnych, wybitna gra aktorska z zachwycającą ostatnią rolą Olivera Reeda i porywająca oprawa muzyczna Hansa Zimmera. W dzisiejszych czasach tak wielki sukces zarówno kasowy, jak i artystyczny to wręcz naturalna zapowiedź kontynuacji i nie powinien nikogo dziwić fakt, że pomysł na sequel bardzo szybko pojawił się na biurku twórców, ewoluując jednak przez długie lata – i chociaż dla wielu kinomanów rewizyta w świecie „Gladiatora” z pewnością okaże się nostalgicznym doświadczeniem, który garściami korzysta ze spuścizny wielkiego poprzednika, to nie da się ukryć, że Ridley Scott powracając w wieku osiemdziesięciu sześciu lat na arenę Koloseum postanowił przede wszystkim zrobić to, na czym zna się w końcu najlepiej: dostarczyć czystej rozrywki. „Gladiator II” to w rzeczywistości rozpustna uczta wizualna przypominająca starożytne rzymskie igrzyska, w które widownia na sali angażuje się już od pierwszej sceny oblężenia Numidii – sequel jest brudny, dynamiczny i brutalny, a wiekowy filmowiec duży nacisk kładzie na rywalizacjach na arenie i przykuwającej oko choreografii walk oraz spektakularnych pojedynkach batalistycznych, których rozmach zdaje się wynagradzać nieco wtórny scenariusz. To antyczne widowisko ociekające krwią na jeszcze większą skalę z morskimi bitwami w Koloseum na czele, jakiego dawno nie było na wielkim ekranie – i jeśli po ćwierćwieczu oczekiwaliście zaspokojenia tej potrzeby, to śmiało możecie unieść kciuk w górę w kierunku legendarnego reżysera.

Emocjonalny ciężar nowego „Gladiatora” opiera się aktorskich barkach dwóch chyba najgorętszych obecnie nazwiskach w filmowej branży – jednym z nich jest Paul Mescal wcielający się w tytułową rolę, który jest centralną postacią kontynuacji. I chociaż droga, którą podąża młody irlandzki aktor jest bliźniaczo podobna do ścieżki wyznaczonej niegdyś przez Russella Crowe’a, to obie interpretacje starożytnych wojowników znacznie się różnią od siebie – Maximus charakteryzował się stoicką wręcz godnością rzymskiego generała, natomiast Lucjusz to wulkan niemożliwego do okiełznania gniewu, w którym gotują się emocje zrodzone z mieszanki licznych życiowych traum oraz strat. Napędzany zemstą i młodzieńczą złością chłopak, którego głównymi wspomnieniami z dzieciństwa są drastyczne sceny z udziałem bohatera Maximusa i wujka Kommodusa jest bohaterem zdeterminowanym, któremu od samego początku kibicujemy – nominowany do Oscara za występ w „Aftersun” Mescal nadał swojemu gladiatorowi pewnej szlachetności, w którego ekranowym wizerunku już w scenie otwierającej film odnajdziemy zadatki na przywódcę porywającego tłumy. To jedna z cech, która łączy Lucjusza z bezwzględnym Markiem Akacjuszem stojącego po drugiej stronie personalnego konfliktu, w którego wcielił się Pedro Pascal – jego protagonista jawi się na początku jako typowy schwarzcharakter, jednak w rzeczywistości to twardy i uczciwy żołnierz, któremu charyzmatyczny chilijsko-amerykański aktor nadał aurę tajemnicy. Prawdziwym antagonistą tej historii jest Makrynus – niegdyś były niewolnik, dziś wpływowy handlarz gladiatorów i kombinator, gotowy na wszystko, by poprawić swój stan społeczny. Odgrywający go magnetyczny i całkowicie zaangażowany Denzel Washington kradnie każdą scenę w której się pojawia, emanując znajomą widzom gwiazdorską pewnością siebie – ten skomplikowany moralnie antybohater intryguje bodaj najbardziej swoją przebiegłą naturą, a siedemdziesięcioletni zdobywca dwóch Oscarów zdaje się wykorzystywać potencjał swojej postaci do granic możliwości. Warto wspomnieć, że do roli Lucilli powraca Connie Nielsen kreując jedyną żeńska postać w fabule, mającą rzeczywisty wpływ na wydarzenia.


Rewizyty w antycznym świecie nie zalicza natomiast Hans Zimmer i decyzja ta została podjęta po poprzednich doświadczeniach związanych z ciągłym odświeżaniem swoich słynnych prac – oryginalna partytura z 2000 roku zajmuje w sercu niemieckiego kompozytora szczególne miejsce i Zimmerowi podobała się idea, by nie być porównywanym do swojej poprzedniej pracy, mając na koncie już liczne muzyczne kontynuacje. Angaż Gregsona-Williamsa nie powinien zatem dziwić fanów muzyki filmowej – ta zamiana miejsc na kompozytorskim krześle to w pewnym sensie naturalne przekazanie pałeczki swojemu dawnemu uczniowi, który na swoim koncie ma także liczne kolaboracje z samym reżyserem projektu. Brytyjski kompozytor, który stworzył ponad sto minut oryginalnego score’u tak opisuje pracę nad swoim najnowszym materiałem: „Moim zamierzeniem było stworzenie kompozycji ucieleśniającej duchową esencję oryginalnego filmu, jednocześnie tworzącą świeże otoczenie dźwiękowe dla Luciusa, który potrzebował bardzo wszechstronnej linii melodycznej – jest w centrum filmu, a jego wściekłość i potrzeba zemsty musiały znaleźć odzwierciedlenie w towarzyszącej muzyce. Poza dużą orkiestrą i chórem poczułem potrzebę zastosowania unikalnych instrumentów, aby pomóc w procesie opowiadania historii”. By ucieleśnić te słowa Harry Gregson-Williams nawiązał współpracę z wybitnymi wykonawcami z całego globu, by skomponować unikalną ilustrację muzyczną i stworzyć egzotyczne dźwięki, które przywołają na myśl atmosferę starożytnego Rzymu – jednym z nich jest Abraham Cupeiro, który słynie z gry na historycznych instrumentach jak carnyx, czy róg iberyjski. To one odpowiadają za surowy i organiczny wydźwięk score’u, który wzbogacony został o bardziej współczesne instrumenty, jak elektryczna wiolonczela w wykonaniu Martina Tillmana wzmacniająca sceny bitewne, szczególnie w kompozycjach „War, Real War”, czy „Lucius, Arishat and the Roman Invasion”. Na tym właśnie instrumencie stworzono także temat główny dla postaci granej przez Denzela Washingtona, dzięki czemu motyw Macrinusa zyskał na elegancji i dostojności.

Pierwszym singlem z wydawnictwa towarzyszącego sequelowi starożytnego widowiska Ridleya Scotta uczyniono „Strenght and Honor”, który chociaż za pomocą tytułu nawiązuje do swojego pierwowzoru sprzed ćwierć wieku, to stylistycznie nie jest tylko rewizytą tego samego motywu Zimmera sprzed lat – zanim usłyszmy temat Maximusa, najpierw do naszych uszu dotrą otoczone w mrocznej atmosferze złowieszcze chóry w asyście kombinacji instrumentów smyczkowych i dętych, które budują solidny i spektakularny wstęp do kultowego tematu. Mimo, że takich muzycznych retrospekcji znajdziemy wiele (łącznie z kultowym „Honor Him”, który wybrzmiewa w finalnej części tracklisty w triumfalnym „The Dream Is Lost”), odniesień do zimmerowskiej pracy czasowo jest zaledwie kilka minut – Gregson-Williams zdaje się jednak ograniczać swoją rolę do muzyki typowo ilustracyjnej (świetne „Angry Baboons” z sekwencji pojedynku gladiatorów w Koloseum), nie proponując żadnego szczególnie zapadającego w pamięć motywu przewodniego i uznając (prawidłowo) wyższość score’u swojego mistrza akcentuje go w kulminacyjnych momentach filmu. By nawiązać do dziedzictwa swojego wielkiego poprzednika, utwór „Now We Are Free” pojawia się ponownie na ścieżce dźwiękowej oraz na napisach końcowych filmowej kontynuacji, zapewniając idealne połączenie między tymi dwoma muzycznymi światami. To zresztą nie jedyny utwór, który angażuje australijską wokalistkę obdarzoną głębokim głosem – już na otwierającym album „Gladiator II Overture” wprowadzającym temat Macriniusa usłyszymy wokale Lisy Gerrard, jednak wprawne ucho od razu pozna, że nie jest to do końca oryginalna kompozycja: w rzeczywistości nowa uwertura wykorzystuje „Sorrow”, który pochodzi z oryginalnego soundtracku i napisany został we współpracy z Klausem Badeltem. Nowa odsłona franczyzy stara się jednak odnaleźć swój własny głos w osobie Grace Davidson – brytyjską sopranistkę specjalizującą się w muzyce barokowej i renesansu usłyszymy w takich trackach, jak „Ostia”, „Acacius Returns”, „City of Rome”, czy „I See Him In You”, której krystalicznie czysty i eteryczny sopran zestawiono z tubylczym wołaniem Ejigayehu „Gigi” Shibabawa uzyskując zaskakująco koherentne pod względem aranżacji połączenie.


WYDANIE BLU-RAY

Sequel „Gladiatora” debiutuje na polskim rynku nośników fizycznych we wszystkich możliwych formatach: oprócz pojedynczych wydań DVD, Blu-ray i 4K UHD, miłośnicy kina domowego mogą zaopatrzyć się także w dwie ekskluzywne edycje w metalowych opakowaniach typu „steelbook” – pierwsza zawiera film zarówno na czarnym, jak i błękitnym krążku, druga wyposażona została w dodatkową płytę z materiałami dodatkowymi. 

Obraz na dysku Blu-ray został zapisany w formacie 2.39:1, co oznacza, że jego szerokoekranowy aspekt zostanie wyświetlony z czarnymi paskami u góry i dołu ekranu – transfer HD od Paramount chyba nie mógłby wyglądać lepiej i prawidłowo oddaje intencje operatora kamery Johna Mathiesona: zastosowane kolory są soczyście nasycone w scenach ukazujących glorię wiecznego miasta w otoczeniu żywej zieleni flory, a użyte liczne złocenia często odbijają światło ukazując fakturę antycznej garderoby i biżuterii jej mieszkańców, natomiast w sekwencjach bitewnych skupiają się na bardziej naturalnych i stonowanych odcieniach, gdzie jedynym kolorem przykuwającym wzrok jest głęboka czerwień krwi i żaru płomieni. Oryginalna ścieżka dźwiękowa została zapisana w formacie Dolby Atmos, natomiast polskiego lektora otrzymujemy standardowo jako Dolby Digital 5.1. Warstwa audio doskonale uzupełnia wizualne doznania, a dynamiczny mix szczególnie w scenach akcji jest niczym miód na uszy kinomaniaków: brzęk uderzających o siebie metalowych mieczy, bryzg wody gdy statki rozbijają się o siebie, a nawet odgłos łamania kości, czy wzbijającego się piachu z areny tworzą unikalny muzyczny pejzaż dźwiękowy, potęgując filmowe przeżycia i stanowiąc jednocześnie dość ciekawe zestawienie z bardziej intymnymi sekwencjami nastawionymi na dialogi, które bez względu na tempo akcji są zawsze czyste i wyraźne.

Na podstawowym wydaniu Blu-ray nie umieszczono żadnych materiałów dodatkowych – by dowiedzieć się więcej o produkcji trzeba sięgnąć po edycję deluxe w steelbooku, zawierającą trzy dyski: 4K UHD, Blu-ray z filmem oraz osobną z trwającymi prawie dwie godziny bonusami (w zestawie filmiki dotyczące obsady, kręcenia i choreografii scen walki, postprodukcji z efektami specjalnymi oraz dziesięć scen usuniętych i niewykorzystanych).


PODSUMOWANIE

Kinowa premiera długo wyczekiwanej kontynuacji pierwszego „Gladiatora” Ridleya Scotta sprawiła, że w połowie listopada polscy widzowie nie tylko masowo ruszyli do kin, ale i tłumnie postanowili zasiąść do oglądania oryginalnej produkcji z 2000 roku – film w reżyserii legendarnego filmowca (który nagrodzono ćwierć wieku temu pięcioma Oscarami, w tym za Najlepszy Film) trafił zeszłej jesieni do oferty serwisu streamingowego Max i od razu znalazł się na szczycie rankingu najpopularniejszych produkcji na platformie. To najlepszy dowód na to, że mimo upływu czasu produkcja osadzona w starożytnych czasach wciąż cieszy się wysokim statusem wśród fanów kinematografii jako niemal doskonała uczta filmowa, urzekając kolejne pokolenia filmożerców angażującą historią, widowiskowymi scenami walk, brawurowymi kreacjami aktorskimi Russella Crowe’a i Joaquina Phoenixa, czy odwzorowanymi z nabożnym wręcz pietyzmem realiami starożytnego świata. Niebagatelną rolę w utrwaleniu filmu w świadomości widzów i kulturze masowej miała również kultowa ścieżka dźwiękowa stworzona przez Hansa Zimmera przy współpracy z Lisą Gerrard, z której tematy muzyczne do dzisiaj pozostają jednymi z najbardziej rozpoznawalnych motywów współczesnego kina, po latach przywołując ogrom pozytywnych wspomnień. Nie dziwi zatem fakt, że Ridley Scott powracając po ponad dwóch dekadach na arenę słynnego Koloseum w wielu miejscach nie tylko odtwarza historię znaną nam z pierwszego filmu, ale i dosłownie karmi nas nostalgicznymi „flashbackami” z udziałem samego Maximusa – i mimo polaryzujących publikę opinii na temat „Gladiatora II” jednego nie można mu odmówić: epickiego rozmachu. Zrealizowana z ogromnym przepychem produkcja zachwyca skalą przedsięwzięcia na każdym kroku i przypomina o sukcesie swojego wielkiego poprzednika, który podbił niegdyś świat kina i serca widzów – od wbijających w fotel scen batalistycznych i dynamicznej choreografii walk, po wysmakowaną grę Pedro Pascala i Denzela Washingtona, czy muzykę Harry’ego Gregsona-Williamsa która oddając hołd kultowemu brzmieniu stara się także znaleźć swój własny głos. Wyniki finansowe zdają się mówić jedno – współczesna widownia zdaje się domagać tego samego, co jej starożytni prekursorzy: chleba i igrzysk, a brytyjski reżyser doskonale zdaje sobie sprawę z ich wygłodniałych apetytów proponując widowisko, w którym czuć ducha poległego Maximusa wykrzykującego ponownie do zebranych na audytorium pytanie „Are you not entertained?” Yes, we are.

Recenzja powstała dzięki współpracy ze sklepem TaniaKsiążka.

Wydanie zakupicie w sklepie TaniaKsiążka w edycji BLU-RAY, 4K UHD i STEELBOOK

Reżyseria
Dystrybutor
United International Pictures Sp. z o.o.
Premiera
15-11-2024 (Polska)
18-10-2024 (Świat)
5,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Radosław Sztaba