Miniatura plakatu filmu Kick-Ass

Kick-Ass

2009 | USA | Akcja, Komedia, Dramat | 117 min

Z półobrotu, w trykocie i prosto między oczy

Zdzisław Furgał | 16-04-2010

Na początek warto obalić kilka producencko-dystrybutorskich mitów. Nie sugerujcie się wszystkimi „w stylu”, „jak” i „prosto z”. Albo „połączenie czegoś z czymś”. Nie ma co porównywać do „Kill Billa” tylko dlatego, że w dziewczęcych rękach błyszczy samurajski miecz, a budyniowa krew obryzguje w artystyczny sposób ściany. „Kick-Ass” to też nie Guy Ritchie, choć gangsterzy kombinują i dużo rozmawiają, a rola grającej jedną z głównych ról Chloe Moretz nigdy nie będzie wymieniana jednym tchem razem z innymi nimfetkami, z których dzieci nie powinny brać przykładu, takimi jak Jodie Foster („Taksówkarz”) i Natalie Portman („Leon Zawodowiec”). „Kick-Ass” nie przejdzie do historii kina, więc nie ma się co nastawiać. To po prostu nie ten kaliber. Nie zmienia to faktu, że to rewelacyjna rozrywka i świetnie wyważona mieszanka. Najlepsza w tym roku? Bardzo możliwe.

 

O co w „Kick-Ass” chodzi? Wprawdzie fabuła oparta jest na komiksie, ale to nie tyle rzecz o superbohaterach, co o zwykłych przeciętniakach, których owi herosi fascynują. Dave Lizewski jest neurotycznym nastolatkiem pełnym kompleksów, który spędzając czas z kolegami w sklepie z komiksami cały czas zastanawia się, dlaczego nikt nie chce spróbować i zostać superbohaterem. Przecież to nie może być trudne. I faktycznie nie jest, choć łatwiej nim zostać niż pozostać. I jak to zwykle bywa (oczywiście tylko w filmach) prawie od razu wywiązuje się dość skomplikowana intryga kryminalna, która przyćmiewa nastoletnie problemy dnia codziennego, takie jak młodzieńcza miłość czy akceptacja środowiska. Bo kiedy po piętach depcze ci mafia, a inni superbohaterowie nagle zaczynają na ciebie liczyć, nie możesz po prostu zapomnieć o sprawie i zostać w swoim pokoju. Trzeba wdziać strój, założyć maskę i ruszyć w miasto pod osłoną nocy. Albo i dnia. Cokolwiek.

 

Nowy film Matthew Vaughna to nie tylko solidne widowisko i akcja najwyższych lotów, bo tu na pewno nikt się nie zawiedzie. Podobnie jeśli chodzi o udaną żonglerkę nie tyle dokładnymi cytatami, co raczej schematami i popkulturalnymi kliszami. Można tu jeszcze wymienić ciekawą fabułę i dobre rozłożenie akcentów, bo film na początku jest niczym więcej, tylko typowym teenage movie, ze wszystkimi jego gatunkowymi konsekwencjami. Ale kiedy nagle przemienia się w kino akcji, to nie jest to ugrzeczniona jego wersja, tylko brutalna i diabelnie inteligentna, z dopracowanymi sekwencjami walk i strzelanin oraz bolącymi kopniakami zamiast kuksańców i markowanych ciosów. Zabawa przemocą w „Kick-Ass” jest taka jak powinna być, może nie wszystkim się to spodoba, ale myślę, że warto ją docenić.  Natomiast klamrą, która spina wszystko powyższe, jest poczucie humoru – scenarzyści zdecydowanie się popisali. Neuroza, czarny humor, odrobina nastoletniego humoru i kompletna niepoprawność. To zdecydowanie to, co kinomani cenią najbardziej.

 

Kończąc warto pochwalić aktorów. Aaron Johnson w roli tytułowej jest po prostu taki, jaki jak powinien być. Nie wiem, czy wspina się na artystyczne wyżyny, ale wystarczy, że po prostu jest Davem/Kick-Assem – nieudacznikiem w kombinezonie mściciela. Wspomniana już Chloe Moretz to zupełnie inna para kaloszy. Magnetyzowała już wcześniej (chociażby swoją małą rólką w „500 dni miłości”), ale teraz naprawdę pokazuje klasę. Swobodna i naturalna – jeśli dalej będzie szła tą drogą, to przynajmniej przez najbliższe dwie dekady będziemy mieli na kogo zwracać uwagę przy wyborze „na co pójść do kina”. Bo śledzić jej karierę należy już teraz. Podobnie zresztą jak wiecznego naturszczyka Christophera Mintz-Plassa – ten po prostu zabija każdą miną i powala spojrzeniem. Zaskakuje także Nicholas Cage, który jakby powoli wracał do formy. Oszczędny w środkach i wcale nie groteskowy. Ci, którzy zaczęli powoli tracić w niego wiarę muszą splunąć sobie w brodę. Ja właśnie to czynię.

 

„Kick-Ass” to film, na który każdy fan kina nie tyle powinien, co po prostu musi się wybrać do kina. „Olśniewający, błyskotliwy, obłędnie zabawny” – głosi wielki napis na plakacie, cytat z pięciogwiazdkowej recenzji brytyjskiego Empire. I tym razem akurat nie będę się czepiał, to nie promocyjne puste hasła, nawet jeśli recenzja była sponsorowana. To najprawdziwsza prawda.

Reżyseria
Dystrybutor
Monolith
Premiera
12-03-2010 (South by Southwest Film Festival)
16-04-2010 (Polska)
22-03-2010 (Świat)
4,3
Ocena filmu
głosów: 11
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

swomma
kaskader
Mikez
Radosław Sztaba
AgnieszkaJ
ColeDunham