Miniatura plakatu filmu Jestem miłością

Jestem miłością

Io sono l'amore

2009 | Włochy | Dramat | 120 min

Wydmuszka z wyższych sfer

Zdzisław Furgał | 22-09-2010
„Jestem miłością” to melodramat, a zarazem wnikliwy rodzinny portret. Film rozpoczyna się od wykwintnej kolacji na cześć seniora rodu Recchich, który przekazuje podczas niej władzę nad tekstylnym imperium. Firmą zarządzać będą wkrótce jego syn Tancredi i wnuk Edoardo, ale akcja tylko prześlizguje się po detalach związanych z rodzinnym biznesem. Wszystko koncentruje się na Emmie, pochodzącej z Rosji żonie Tancrediego, pani domu, która przez lata mieszkania we Włoszech odcięła się od przeszłości i nie wraca do starych czasów. Jako pełną gębą Włoszka, pani Recchi cieszy się szacunkiem i poważaniem, a w swojej zimnej władczej pozie czuje się bezpiecznie. Zarządza domem, obserwuje swoje dorosłe już dzieci, nie wychyla się zanadto. Wszystko zmienia się, kiedy w życiu Emmy pojawia się dużo od niej młodszy przyjaciel jej syna, kucharz Antonio, z którym wkrótce połączy ją gorący romans. Wpływ na bieg wydarzeń ma też wyznanie jej córki Betty, która związała się z inną kobietą. W Emmie budzi się nagle od dawna uśpiona namiętność.  

Film Luca Guadagnino jest przede wszystkim wizualnie dopieszczoną zabawą detalem. Powoływanie się na klasycznych mistrzów w stylu Viscontiego, celebrowanie tła, wydłużanie ujęć i wszechobecny symbolizm to zabiegi udane, ale niepotrafiące ukryć smutnego faktu, że „Jestem miłością” jest ze wszech miar pretensjonalne. Dobrze się na ten obraz patrzy, ale ogląda już gorzej. Po pewnym czasie trudno ukryć znużenie i brak zrozumienia dla konkretnych posunięć, którymi raczy nas reżyser. Fantastyczna muzyka Johna Adamsa mile współgra z kamerą snującą się przez posiadłość, leśne zagajniki czy winnice, ale tak samo dużo jak klimatycznych ujęć tego typu, sporo jest kompletnie niepotrzebnych zawieszeń w czasie i przestrzeni, wstrzymań oddechów, które kompletnie nic nie znaczą. Może i ten film jest w jakimś sensie dziełem sztuki, ale chyba tylko dla nielicznych filmowanie martwej natury to coś niebywale atrakcyjnego. Przepiękne jedzenie i zbliżenia kochanków zastygłych na łonie natury zamiast okraszać, wysunięte są na pierwszy plan. Naprawdę wrażenie robi dopiero ostatnie pół godziny, pełne radykalnych kroków i konfrontacji, ale dobrnąć do tego momentu jest naprawdę trudno, przez co ów finał nie wydaje się do końca satysfakcjonujący.

Mimo niedociągnięć film zachwyca od strony aktorskiej. To popis przede wszystkim Tildy Swinton. Między nią a „Jestem miłością” można bez wątpienia postawić znak równości – obecna jest na ekranie cały czas i nieustannie hipnotyzuje widza. Brytyjka nie wypowiada w filmie ani jednego słowa w swoim ojczystym języku i choć jej włoski jest podobno kontrowersyjny i pełen niedociągnięć, to i tak uważam, że sprostała nie lada wyzwaniu. Nie tylko zresztą z lingwistycznego punktu widzenia. To bez wątpienia jedna z najlepszych jej ról. Jest tu niesamowicie dynamiczna, gra emocjami, potrafi w kilka sekund przeobrazić się z kobiety dojrzałej i statecznej w naiwnego podlotka, któremu gorące uczucie przysłania wszystko. Trudno nawet porównać to, jak gra na początku filmu, z tym jak wygląda w ostatnich scenach. Swinton nie tworzy tu jednej genialnej roli, ale raczy nas kilkoma, z których każda jest idealnym stadium kobiety, odpowiednio zrealizowanej, zafascynowanej, upojonej namiętnością i wreszcie zaszczutej.

Niestety kiedy spojrzymy przez pryzmat całości, w „Jestem miłością” boli zmarnowany potencjał. Przy tak ciekawie zarysowanych relacjach rodzinnych brakuje wyraźnego wyeksponowania głównego wątku, który utrzymałby to wszystko w ryzach. Ponadto szwankuje dynamika, a poetycka, zawieszona w powietrzu narracja źle wpływa na emocje. Mówiąc krótko, mimo wielu pozytywów, film zabija wylewająca się z ekranu nuda. Potrzeba czasu, żeby docenić głębszy wymiar tego dzieła, ale niewiele to tak naprawdę zmienia – oglądany drugi czy trzeci razy znuży nas tak samo. Mimo tak pięknego jedzenia, które ciągle przewija się na ekranie, smakowitych przystawek i finezyjnych ciastek, niesmak i tak pozostaje. Miało być arcydzieło, ale dostajemy co najwyżej film dobry. Fetyszyzm twórców wydaje się być prawie tak wielki jak ich zuchwałość.
Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
05-09-2009 (Festiwal Filmowy w Wenecji)
24-09-2010 (Polska)
19-03-2010 (Świat)
4,5
Ocena filmu
głosów: 2
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
vaultdweller
swomma
kaskader
Mikez
Radosław Sztaba