Miniatura plakatu filmu Samotny mężczyzna

Samotny mężczyzna

A Single Man

2009 | USA | Dramat | 99 min

Film skrojony na miarę dzieła sztuki

Sylwia Nowak | 21-05-2010

Tom Ford w świecie mody osiągnął wszystko – uznanie, zachwyt, sukces i sławę. Teraz porzuca ten świat, który kocha, ale który, jak sam mówi, jest tylko sztuką komercyjną, na rzecz X Muzy. Na Festiwalu Filmowym w Wenecji debiut reżyserski byłego dyrektora kreatywnego domu mody Gucci okazał się niezapowiedzianym sukcesem. Udowadniając, iż „Samotny mężczyzna” nie jest tylko fanaberią sławnego i cenionego projektanta, ale obrazem zrobionym z pasją, oddaniem i wyczuciem tej trudnej sztuki, jaką jest materia filmowa.

 

Ford na swój debiut w świecie kinematografii zaadaptował książkę Christophera Isherwooda „Samotny mężczyzna”, nie ukrywając, że sam poniekąd identyfikuje się z głównym bohaterem. Jeden dzień z życia pogrążonego w smutku wykładowcy anglistyki George’a Falconera (Colin Firth) po śmierci wieloletniego partnera jest niesamowicie sensualną, stylową i przepiękną opowieścią o życiu, spostrzeganiu świata, miłości, spełnieniu i tytułowej samotności.

 

Na pierwszy plan w „Samotnym mężczyźnie” wychodzi jego forma wizualna. Ford jako esteta skrupulatnie dba o każdy nawet najmniejszy detal. Każdy kadr, każda scena, każda sekwencja jest precyzyjnie przemyślana, skomponowana i zrealizowana. Operator Eduardo Grau umiejętnie realizuje wizję Forda. Surowe, lekko przeestetyzowane i niesamowicie piękne zdjęcia doskonale oddają atmosferę lat 60. oraz sam nastrój głównego bohatera. Doskonałym zabiegiem było opowiedzenie historii z perspektywy George’a Falconera. Motywowany punkt spojrzenia kamery; uzależnione od uczuć bohatera nasycenie obrazu barwami - od szarości po przejaskrawione odcienie; użycie slow-motion w trakcie zadumy postaci; przepiękne operowanie detalami i zbliżeniami sprawia, że całkowicie wchłania nas diegeza filmowa. Fordowi udało się intuicyjnie nie popaść w kicz, chociaż czasami zauważalne jest to, iż reżyser zafascynowany samą materią filmową, nie potrafi podejść do niej z umiarem i chłodnym okiem profesjonalisty. Jednakże ten zarzut jednocześnie jest pozytywem, gdyż w „Samotnym mężczyźnie” wyczuć niezwykłą pasję debiutanta. Dopełnieniem obrazu jest muzyka Abla Korzeniowskiego. Sam Ford przyznał, że bardzo długo szukał kompozytora, który spełniłby jego oczekiwania. Jednak warto było szukać, ponieważ ścieżka dźwiękowa jest jedną z najlepszych kompozycji filmowych ostatnich lat (szczególnie wieńczący film „George's Waltz”). Oparta głównie na samotnym brzmieniu skrzypiec, jest kolejnym elementem, który tworzy wstrząsająco dobrą całość, równocześnie sama w sobie pięknie opowiada historię.

 

W tym zgrabnie przeestetyzowanym świecie doskonale odnajduje się Colin Firth, któremu w końcu pozwolono wyjść poza postać pana Darcy’ego (dziękuję, Panie Ford). Stonowana i rygorystyczna kreacja Firtha to najlepsza rola męska w roku 2009. Anglik bezbłędnie połączył ze sobą minimalistyczne ruchy oraz gesty z burzą uczuć i emocji w głowie bohatera. Partnerują mu jak zwykle hipnotyczna Julianne Moore, enigmatyczny Matthew Godde i Nicholas Hoult, który kiedyś był sobie chłopcem, a teraz zaczyna być intrygującym aktorem.


Tom Ford na szczęście nie skupił się tylko na formie. Oprócz o samotności i smutku, który nosi w sobie obraz, jest to film o ludzkiej egzystencji, o kruchej granicy pomiędzy niepojętym szczęściem i spełnieniem a morzem rozpaczy, smutku i samotności. George cierpi, bo utracił miłość swojego życia. Utracił część swego życia. Zdaje sobie sprawę, iż: „Jedyne chwile, dla których warto żyć, to te rzadkie momenty, gdy się jest blisko z drugim człowiekiem”. Dlatego też George nie jest postacią tragiczną. Był człowiekiem, który kochał i który był kochany. To tak mało i aż tak dużo. Dlatego jego cierpienie jest tak silne, wręcz namacalne, gdyż najboleśniej jest doświadczyć straty. Ale jego smutek i samotność są też symbolem jego spełniania, tego, że jego życie było przeżyte w taki sposób, aby na końcu móc żałować, że dobiega końca.


„Samotny mężczyzna”, chociaż opowiada historię miłości między dwoma mężczyznami, nie jest obrazem walczącym o prawa homoseksualistów. Wprawdzie w filmie pojawiają się odniesienia do sytuacji tej mniejszości społecznej, to szybko porzuca się je na rzecz opowiedzenia historii jednego człowieka. Ford skupia się na historii jednostki. Podobnie jak w znakomitej „Tajemnicy Brokeback Mountain” tutaj najistotniejszy jest człowiek, jego uczucia, jego historia. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że „Samotnego człowieka” można pojmować jako doskonałą kontynuację historii opowiedzianej przez Anga Lee z roku 2006. Dlatego też obydwa obrazy nie tryumfowały na gali rozdania Oscarów. Amerykańska Akademia Filmowa w 2006 nie była gotowa na przyznanie najwyższego lauru filmowi, który bezapelacyjnie na niego zasługiwał. Podobnie rzecz ma się tutaj. Colin Firth nominowany za najlepszą rolę główną przegrał ze znacznie słabszą kreacją Jeffa Bridgesa. Oczywiście można powiedzieć, że rok wcześniej Oscara odebrał Sean Penn za rolę aktywisty społecznego – geja. Jednakże właśnie w tym tkwi tajemnica. „Obywatel Milk” to film, który skupia się na głoszeniu tolerancji i akceptacji jako ideologii, która powinna być przyjęta przez ogół ludzki. Gej walczący o prawa innych, jak to ma miejsce w filmie Van Santa, jest „bezpieczniejszym” bohaterem niż fikcyjne postacie z „Tajemnicy Brokeback Mountain” i „Samotnego mężczyzny”, które pragną kochać, czuć i żyć według własnych zasad. W drugim przypadku ta „walka” nabiera charakteru bardziej realnego, a przez to bardziej niebezpiecznego dla zastygłych struktur społecznych, gdyż wiadomo nie od dziś, iż kropla drąży skałę. Amerykańska Akademia Filmowa zaakceptowała historię o geju, który walczy o prawa społeczne, ale już nie godzi się na filmy, które ukazują homoseksualistów korzystających z powszechnego prawa do kochania drugiej osoby.


Moim wyznacznikiem doskonałego kina jest moment, gdy film dobiega końca, a ja nie mogę oderwać wzroku ani pozostałych zmysłów od ekranu, pragnąc obcować, choć jeszcze przez chwilę, ze światem przedstawionym. Niech moją rekomendacją będzie to, iż debiut Toma Forda obejrzałam do ostatniego białego napisu na czarnym tle i nadal pragnęłam więcej.

Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
11-09-2009 (Festiwal Filmowy w Wenecji)
14-05-2010 (Polska)
11-12-2009 (Świat)
4,1
Ocena filmu
głosów: 8
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
arcio
vaultdweller
swomma
Mikez
Radosław Sztaba
ColeDunham