Zhestokost
2007 | Rosja | Dramat | 89 min
Po latach przerwy, gdy filmy z Rosji praktycznie do nas nie docierały, mamy szansę na zapoznanie się z twórczością wschodniego sąsiada. Sukcesywnie bowiem do Polski napływają produkcje rosyjskie. Ostatni miesiąc obfitował w dwie premiery: „Rusałkę” oraz „Okrucieństwo”. Drugą z propozycji dane było mi poznać ostatniego weekendu.
„Okrucieństwo” („Zhestokost”) Mariny Lyubakovej docenione na wielu festiwalach, uhoronowane zostało między innymi wyróżnieniem za jeden z najlepszych filmów roku 2007 na najważniejszym rosyjskim festiwalu „Kinotawr 2008” oraz Nagrodą imienia Yves’a Montand dla Anny Biegunowej za najlepszą rolę kobiecą na kijowskim festiwalu „Młodość”.
„Okrucieństwo” to historia nastolatki Wiki, która przypadkiem robi zdjęcia romansującym sąsiadom. Dziewczyna postanawia wykorzystać sytuację, by szantażem zdobyć pieniądze. Jednak zdradzający żonę sąsiad nie daje się zastraszyć. Wika zostaje pobita przez wynajętych „detektywów” i pozornie ponosi klęskę. Pozornie, bowiem w tym momencie film z obrazu o zbuntowanej, nudzącej się nastolatce zmienia się w rosyjską „Thelmę i Louise”. Wika w imię tak zwanej babskiej solidarności postanawia zniszczyć życie niewiernemu sąsiadowi. Do wspólnego przedsięwzięcia namawia jego byłą kochankę, Zoję. Okazuje się, że oszukana kobieta zdolna jest do wszystkiego. Przyjaciółki stopniowo pozbawiają mężczyznę dóbr materialnych, by na końcu uderzyć w najczulszy punkt – rodzinę. Zmienia to całe ich życie.
Rozgrywające się zdarzenia zostają przybliżone widzowi okiem Wiki, czy raczej obiektywu jej aparatu. Przez niemal cały film towarzyszy nam dźwięk spustu migawki, ustawiania ostrości. Pozwala to na podkreślenie istotnych dla treści filmu momentów. Nie do końca jednak wiadomo, co chce nam przekazać reżyserka. Dla jednych „Okrucieństwo” będzie kolejnym filmem o zbuntowanej nastolatce, dla drugich portretem kobiecej przyjaźni. Znajdą się również tacy, którzy odczytają go w feministycznym kontekście. Dla nich film będzie współczesnym obrazem kobiety wykorzystanej przez mężczyzn.
„Okrucieństwo” jest na pewno filmem wartym polecenia, chociaż nie jest to dzieło wybitne. Można mu zarzucić między innymi słabość dialogów pozbawionych interesujących point. Ponadto film opiera się na stereotypie biednej kobiety i złego mężczyzny. Męskość u Lyubakovej jest ośmieszona ze wszystkich stron. Mężczyźni są okrutni (ojciec porzucający rodzinę), zdradzieccy (wiarołomny mąż), śmieszni (biseksualista, u którego nocują bohaterki). Koniec jednak przynosi zaskakujące rozwiązanie i chociażby dla niego warto wybrać się do kina na „Okrucieństwo”.