opis
Szwajcaria posiada najbardziej restrykcyjne prawo azylowe w Europie. Imigranci ubiegający się o azyl są poddawani bardzo szczegółowej procedurze – zadaniem urzędników jest dociec, czy rzeczywiście w ich kraju ojczystym grozi im niebezpieczeństwo. Szczegółowe pytania, na jakie muszą odpowiadać, mają wyeliminować tych, którzy opuścili swój kraj z powodów ekonomicznych.
Film jest opowieścią o zagubionym w Alpach ośrodku Vallorbe. Przebywa tutaj około 200 osób – kobiety, mężczyźni i dzieci. Całe rodziny i osoby samotne. Są wśród nich Romowie z Bośni uciekający przed pogromami, ofiary etnicznych konfliktów w Iraku i Kurdystanie, uciekinierzy z piekieł afrykańskich wojen domowych, Kolumbijczycy prześladowani przez narkotykowe kartele. Wszyscy oni wiedzą, że stoją na progu raju – wyśniona, zamożna i bezpieczna Szwajcaria jest tuż, na wyciągnięcie ręki. Ich los jest w rękach urzędników. Ci wykonują swoją pracę ze szwajcarską dokładnością – analizując zeznania imigrantów, starają się wyłowić tych, którzy naprawdę potrzebują pomocy. Ich postawa może wydawać się bezduszna, jednak prawo jest bezlitosne – azyl dostanie tylko około 20 proc. oczekujących w ośrodku.
Reżyserzy zadbali o podstawę filmowego rzemiosła – wraz z upływaniem filmu coraz więcej dowiadujemy się o bohaterach. Ich postacie stają się wielowymiarowe. Zdystansowani z początku pracownicy ośrodka zaskakująco często wykonują ludzkie gesty wobec uchodźców – noszą na rękach ich dzieci, pomagają walczyć z depresją, zapewniają rozrywki. Pracujący w parafii księża wysłuchują historii o kanibalizmie, a po chwili podkradają ciasteczka nastoletnim muzułmankom. Humor codziennych spotkań emigrantów pochodzących z odmiennych kultur miesza się z tragizmem losu ludzi naznaczonych piętnem śmierci. Przebywanie razem na zamkniętej przestrzeni wymusza bliskość i współpracę – nie ma mowy o barierze kulturowej, gdy razem trzeba ścinać drzewa lub rozegrać mecz piłkarski. Są jednak momenty, gdy Szwajcarzy zmuszeni są do konfrontacji ze zdarzeniami, wobec których są całkowicie bezradni. Tak dzieje się podczas niezwykłej, zaimprowizowanej przez imigrantów z Afryki mszy, podczas której modlą się o azyl. Dyrektor ośrodka stoi wśród wijących się w ekstazie ciał z kamienną twarzą. Zdaje sobie sprawę, że to nie w jego ręku spoczywa decyzja o ich życiu lub śmierci. Leży to kompetencji Boga lub… urzędników.