Miniatura plakatu filmu Księga krwi

Księga krwi

Book of Blood

2008 | Wielka Brytania | Horror | 100 min

Jak powstały "Księgi krwi"

Zawsze byłem zwolennikiem prozy Clive’a Barkera, Kinga najczęściej odrzucając w kąt. Barker zachwycił mnie już w dzieciństwie filmem „Hellraiser”, po którego obejrzeniu męczyły mnie bardzo sugestywne koszmary z cenobitami w roli głównej. Barker jest niestety rzadko ekranizowany z dwóch powodów – ma zdecydowanie mniej tytułów do zaoferowania, z czego co najmniej połowa byłaby bardzo trudnym wyzwaniem dla reżysera i budżetu. Wynika to z tego, że bohaterowie, a i same historie, są dosłownie nie z tego świata. Opisy i prowadzenie historii jest czasem trudne do wyobrażenia, co sprawia, że jego prozę czyta się dość długo. Często jest to spowodowane wnikliwymi szczegółami, których momentami lepiej sobie nie wyobrażać, ale jeśli ktoś temu podoła, to zazwyczaj nie jest rozczarowany.

Inaczej jest z „Księgą krwi”. Jest to kilkutomowy, a raczej kilkuksięgowy, zbiór krótkich opowiadań, po które najczęściej sięgają scenarzyści filmowi. Najbardziej znaną ekranizacją jest wspomniany wcześniej „Hellraiser”, a całkiem niedawno na ekranach kin gościł „Nocny pociąg z mięsem”. „Book of Blood” prawdopodobnie nie zdobędzie takiego uznania jak „Hellraiser”, ani nie zarobi tyle co „Nocny…”. Opisana w książce Barkera historia młodego medium – Simona McNeala, który rozzłościł duchy, za co mszczą się na nim umieszczając na jego skórze swoje, często mrożące krew w żyłach historie, wydaje się mało interesująca w kontekście ekranizacji zwłaszcza, że same opowieści są o wiele ciekawsze. I chyba tego właśnie najbardziej oczekiwać można było po ekranizacji - opowieści, które mogą doprowadzić do szaleństwa. Zamiast tego otrzymujemy historię pod tytułem: „Jak powstał księgozbiór”.

Mimo innych oczekiwań film nie rozczarowuje. Duży wpływ na to ma dokładnie odtworzona historia z książki, poszerzona o parę ciekawych wątków (pierwowzór zajmuje kilka stron), która… jest dobrym wprowadzeniem do serii i pozostawia otwartą furtkę do ekranizacji kolejnych historii napisanych na ciele Simona McNeala. Jest to z pewnością dobra reklama i zachęta do tego, aby sięgnąć po „Księgi” i zapoznać się nie tylko z oryginałem ekranizacji, ale też z resztą opowiadań. Całość została ubrana w klimat niemalże wiktoriański, chociaż akcja dzieje się w czasach współczesnych. Momentami przypomina też klimat (uzyskany poprzez niektóre ujęcia) z „Hellraisera”, który potęgują nawiązania do niego (kto zna ten film, na pewno je dojrzy) oraz jedna z postaci grana przez Douga Bradleya , który w „Hellraiserze” wciela się w Pinheada. W to wszystko dobrze wpasowują się efekty specjalne, które sprawiają, że „Book of Blood” przypomina filmy nakręcone pod koniec lat 80-tych. To są oczywiście pewne smaczki, które fana prozy Barkera z pewnością zachwycą ( a już na pewno początkowa scena śmierci). 

A co zostało dla widza, który o Barkerze nie ma zielonego pojęcia? Szczerze, to poza wcześniej wspomnianymi rzeczami, naprawdę niewiele. Gra aktorska zdecydowanie nie napawa optymizmem. Jest niezwykle sztuczna, nawet jak na horror klasy „B”. Aktorzy nie pomagają w budowaniu napięcia, momentami je psując. Niektóre wątki wydają się absolutnie zbędne, a efekty specjalne… No, dzisiejszego widza jest bardzo trudno zadowolić i całkiem możliwe, że w tym przypadku nie będzie inaczej. Mimo to „Book of Blood” ogląda się dobrze. Ciekawie skonstruowana historia, mimo pewnych zgrzytów wciąga, choć samo zakończenie może rozczarować. Dla fanów Barkera pozycja obowiązkowa, dla innych dobra okazja, aby się z nim zapoznać, ale czy przypadnie do gustu, trudno powiedzieć.

Reżyseria
Premiera
07-03-2009 (Festiwal Fantasy Filmfest Nights)
08-05-2009 (Świat)
4,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
vaultdweller
Marta Suchocka