Miniatura plakatu filmu Repo Men

Repo Men

2010 | USA | Przygodowy, Sci-fi, Thriller | 113 min

Windykator zawsze puka w rytmie mambo

Sylwia Nowak | 21-10-2010

Nieodległa przyszłość. Remy (Jude Law) wiedzie „zwyczajne” życie. Jest właścicielem ładnego domu na przedmieściu, w którym żyje wraz z żoną i kilkuletnim synkiem, co jakiś czas zaprasza przyjaciół na wspólne grillowanie. By zarobić na to normalne życie, pracuje jako windykator długów wraz z najlepszym przyjacielem, Jake’m (Forest Whitaker), dla firmy zwanej „Unią” . I nie byłoby w tym fakcie nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że „Unia” handluje sztucznymi organami (artiforgami) i to właśnie je Remy odbiera przy swoich wizytach w domach dłużników. To „powszednie” życie zmienia się w momencie, gdy główny bohater sam staje się nosicielem sztucznego serca i zarazem dłużnikiem „Unii”.


„Repo Men” za oceanem nie okazał się kasowym hitem – nie zarobił nawet połowy pieniędzy, które wytwórnia wyłożyła na jego realizację. Z tego powodu w Polsce nie mieliśmy przyjemności oglądać go na dużym ekranie. A szkoda, ponieważ obraz w reżyserii Miguela Sapochnika to bardzo udany futurystyczny thriller, science fiction, film akcji i refleksja nad światem, który napędzają hiperkapitalizm i hiperkonsumpcjonizm w jednym.


„Repo Men” jest adaptacją powieści "The Repossession Mambo" Erica Garcii, której podjął się debiutant Miguel Sapochnik. Jego pomysł na film był prosty. Widowiskowo, atrakcyjnie i porywająco, jednakże wszystko to w dobrze znanych i sprawdzonych ramach. Jego debiut to prawdziwa jazda bez trzymanki. Bez kompleksów popuszcza wodze fantazji, wyobraźni i lekkiego szaleństwa, ale znakomicie ugruntowuje je w fabule. Sapochnik stawia na postmodernistyczny eklektyzm. Świadomie zapożycza z bogatego dorobku kina science fiction i nie tylko. Są tu sceny, cytaty (sekwencja pojedynku w korytarzy jest wiernym odwzorowaniem sceny w „Oldboyu”), ale i sama fabuła opiera się na dobrze znanych motywach („nawrócenie” bohatera, walka jednostki z systemem) przerabianych w „Equilibrium” czy w „eXistenZ”, w którym notabene zagrał Jude Law. Nie wspominając o znacznie dalszych powiązaniach, przecież już w roku 1983 grupa Monty Pythona w swoim „Sensie życia” zajęła się jakże poważnie i krwawo istotnym tematem przeszczepów na zamówienie. W dodatku trudno oprzeć się wrażeniu, że reżyser „Repo Men” ceni bardzo indywidualny dorobek członków brytyjskiej grupy. Zwłaszcza twórczość Terry’ego Gilliama musi być mu bardzo bliska. Jak bardzo nie będę zdradzać, bowiem uchylony rąbek tajemnicy może popsuć cały dwugodzinny seans. Ten cały kolaż zapożyczeń ubrany zostaje w adekwatną formę: szybki, ostry montaż; dużą ilość retrospekcji; slow motion; głos narratora (bohatera) z offu oraz wstawki humorystyczne, a także doskonałą muzykę. Wszystko to, aby podkreślić sztuczność prezentowanego świata.


Muzyka w „Repo Men” jest tak dobra, że należy się jej dłuższa chwila uwagi. To mieszanka wybuchowa. Użyta podobnie jak czynią to w swoich filmach Tarantino czy Boyle. To znaczy dużo dobrze znanych tematów muzycznych („Dream a Little Dream of Me”, „Nausea”, „Burn My Shadow”, „Feeling Good”, genialne „54-46 Was My Number” czy bujające „Every Day Will Be Like a Holiday”) wykorzystanych przewrotnie, ironicznie, w taki sposób, że nabierają nowego życia. A swingujące „Sway” Rosemary Clooney od dziś kojarzyć będzie się z tańczącym mambo (czytaj krojącym ludzi i wyciągającym z nich ich artiforgi) windykatorem, a klimatyczny przebój Moloko „Sing It Back” zarezerwowany zostanie dla bardzo zmysłowej, krwawej i surrealistycznej sceny erotycznej, w której role główne grają Jude Law, Alice Braga, ostry skalpel i jeden mały skaner.


W takt świetnej muzyki równie dobrze grają aktorzy. Duet Jude Law i Forest Whitaker z luzem i nieukrywaną frajdą wcielają się w nie do końca czystych jak łza bohaterów. Dobra gra to zasługa ciekawie poprowadzonych postaci. Naszkicowane grubą kreską, bez bawienia się w dogłębny szkic psychologiczny. Są interesujące i co ważniejsze budzą niezwykłą sympatię. Są złe, bezrefleksyjne, niemoralne i pozbawione skrupułów. Ale jednocześnie pełne uroku, nonszalancji i pozytywnego wariactwa. Nawet ten najbardziej zły – szef Remy’ego (w tej roli Liev Schreiber) skradnie nasze serca. A główny bohater nawet po nawróceniu nie będzie nieskazitelnym bohaterem jak Kapitan Ameryka czy Superman. Remy nie chce zbawić świata. Po prostu walczy o siebie. Choć pojawia się u niego refleksja na temat pracy i nawet żal za swoje wcześniejsze czyny, to tylko zwyczajnie walczy o swoje przetrwanie. Liczy się on. Jego ego. To on jest w centrum wydarzeń. To on jest centrum wydarzeń. O czym przekonamy się boleśnie w samym zakończeniu. Jak na ironię najmniej interesującą i najbardziej drażniącą postacią (nawet jej syn potraktuje ją paralizatorem) w filmie okaże się być żona Remy’ego (Carice van Houten), która jest zwyczajną i nudną kobietą, a zwyczajność w filmie sci-fi po prostu się nie sprawdza. Lepiej prezentuje się Alice Braga wcielająca się w rolę Beth, kobiety tak pięknej, seksownej oraz walecznej, jak i sztucznej (złożonej z kilkunastu artiforgów), wręcz idealnej postaci dla takiego widowiska.


Pokrótce - „Repo Men” to niesamowicie miłe zaskoczenie, potwierdzające, że box office to nie matrixowa wyrocznia. Dwie godziny wybornej rozrywki z trochę gorzkim wydźwiękiem. Sprawnie i mądrze zaserwowanej. Z lekkim przymrużeniem oka (lub artiforga Opticor 2.02).

Reżyseria
Premiera
19-03-2010 (Świat)
Inne tytuły
Repossession Mambo
3,8
Ocena filmu
głosów: 5
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Przemo
vaultdweller
swomma
rdk
Mikez
Radosław Sztaba
ColeDunham