Miniatura plakatu filmu Grindhouse Vol. 1. Death Proof

Grindhouse Vol. 1. Death Proof

Grindhouse

2007 | USA | Akcja, Kryminał, Horror, Sci-fi, Thriller | 116 min

Kicz w wykonaniu Tarantino

W zasadzie jeden tylko film wystarczył, by Quentin Tarantino na stałe zapisał się w historii kinematografii. „Pulp Fiction”, bo o nim mowa, szybko stał się dziełem kultowym, sprawiając przy okazji, że od każdej następnej produkcji Tarantino, widz wymagał bardzo wiele. Sam artysta nigdy nie ukrywał swojej fascynacji filmami klasy B (czy nawet C itd.), przez co wielokrotnie nawiązywał do nich w swoich kolejnych obrazach. Wreszcie wpadł na pomysł (wspólnie z przyjacielem, Robertem Rodriguezem), aby nakręcić film, który w całości byłby hołdem dla kina spod znaku grindhouse.

Przystępując do oglądania „Death Proof” trzeba posiadać chociażby podstawową wiedzę o tym, co może ten film zaprezentować. Jest to istotne z tego względu, że nastawiając się na wartką akcję (jest w śladowych ilościach), niesamowite efekty specjalne (są tylko podczas jednej sceny) czy wciągającą fabułę (nie ma takowej wcale), uzna się obraz Tarantino za nieporozumienie. Bo co tu może być interesującego? Kilka hardych kobiet, rozprawiających przez długie minuty o swoim bardziej lub mniej udanym życiu erotycznym. Tak z grubsza przedstawia się fabuła „Death Proof”. Do tego dochodzi jednak jeden istotny czynnik w postaci Kaskadera Mike’a (Kurt Russell), mającego doprawdy osobliwe hobby – mordowanie pięknych kobiet za pomocą swojego „śmiercioodpornego” samochodu. Brzmi tandetnie? Grindhouse!

Film można podzielić na dwie części, z czego jedna jest jakby lustrzanym odbiciem drugiej. W obu przeważają dialogi „o niczym”, za które to chyba najbardziej dostało się twórcy od krytyków. Sam się nimi nie zachwycam, uważam że są dużo słabsze od tych z innych filmów Tarantino, ale mimo to nie raziły mnie one aż tak bardzo, a nawet wzmagały niecierpliwość (w pozytywnym znaczeniu) na pojawienie się na ekranie Kaskadera Mike’a. Ponadto w tych dialogach znajduje się multum odniesień do wcześniejszych produkcji Tarantino oraz do wielu jego ulubionych grindhouse’owych obrazów. Dla miłośników tego typu zabawy, wyłapywanie tych nawiązań będzie nie lada gratką.

Na uwagę zasługują zdjęcia (debiut na tym polu Tarantino), będące czytelnym ukłonem w stronę filmów wyświetlanych w kinach grindhouse. Są one przybrudzone, momentami nieostre, tracące kolor, poprzerywane. W obecnie kręconych filmach takich zdjęć się nie znajdzie.

Oczywiste jest, że „Death Proof” należy oglądać z dużym przymrużeniem oka. Tu nie ma miejsca na wielką logikę, realizm czy prawdopodobieństwo. W zamian widz otrzymuje rozciągnięte niemal do granic dialogi. Czy jest to zamiana korzystna? Co kto lubi. Mnie, mimo pozornej nudy, patrzyło się na ekran całkiem przyjemnie, a już sama scena wypadku samochodowego (dopiero po 50 minutach projekcji) wbiła w fotel. Owszem, nie miałbym nic przeciwko, gdyby narracja prowadzona była w szybszym tempie, a dialogi zostały trochę skrócone na rzecz większej ilości akcji. Mając jednak na uwadze, że za całość odpowiedzialny jest Quentin Tarantino, na pewne sprawy trzeba wziąć poprawkę.

„Grindhouse: Death Proof” nie dostarczy odbiorcy wzniosłych, niezapomnianych, artystycznych doznań. Tarantino bawi się tutaj konwencją, bawi się widzem. Robi dokładnie to, co lubi i co sprawia mu przyjemność. Za takie podejście można go uwielbiać bądź nie znosić. Przyznać jednak trzeba jedno: że twórcą jest odważnym.
4,2
Ocena filmu
głosów: 32
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Przemo
arcio
naper
vaultdweller
MovieFreak
swomma
G-man
Kucharz
rdk