Miniatura plakatu filmu W samym sercu morza

W samym sercu morza

In the Heart of the Sea

2015 | USA | Akcja, Przygodowy, Biograficzny | 121 min

Biały kaszalot

Paweł Marek | 21-12-2015
„Moby Dick” – nie ma chyba osoby, która nigdy nie spotkałaby się z tytułem, kultowej już książki. Jednak za każdą książką stoi jakaś inspiracja, którą pięknie nazwano ponad dwa tysiące lat temu – Muzą. Niezależnie w jaki sposób nawiedza ona autora, pojawia się zawsze, w każdym przypadku z osobna. Czasami jest to tylko jedna krótka myśl, która z czasem zaczyna kiełkować, nadając całości większy wymiar, czasami jest to już gotowa opowieść, którą można tylko delikatnie zmienić, aby była łatwiej przyswajalna dla odbiorcy. Tak samo jest z „Moby Dickiem”, który został napisany na podstawie wydarzenia przedstawionego w filmie „W samym sercu morza”.

Całość historii rozpoczyna się w mieście, które niecałe dwieście lat temu było spiżarnią oleju – Nantucket. W tym małym mieście zaczęły powstawać statki wielorybnicze, tak potężnie wyposażone, że w krótkim czasie zdominowały cały rynek pozyskiwania oleju z wielorybów. Na początku osiemnastego wieku nie odkryto jeszcze zastosowań ropy, jakie my znamy, więc jednym z głównych źródeł oleju do lamp pozostawał ten pozyskiwany z wielorybów. W zastraszającym tempie, statki służące tylko i wyłącznie zabijaniu tych majestatycznych zwierząt, zdominowały Ocean Atlantycki, zapuszczając się coraz śmielej na Ocean Spokojny. Dla marynarzy były to wciąż wody niezbadane, a mit krańca Ziemi nadal tkwił głęboko w umysłach prostych żeglarzy. Pomimo tego nie brakło śmiałków, którzy w nadziei na zysk byli w stanie zaryzykować swoje własne życie dla cennego oleju. Pośród nich znajdował się Owen Chase – pchany na morze obietnicą objęcia stanowiska kapitana najbliższej wyprawy. Szybko okazuje się, że jego marzenia zostały zmiecione przez rzeczywistość. Pomimo obiecanego awansu, zostaje postawiony przed prostym wyborem – albo stanowisko pierwszego oficera i ranga kapitana w następnej wyprawie, albo odejście w niesławie, bez możliwości kolejnego zaciągnięcia się na listę członków załogi. Chase, postawiony pod murem, wybiera mniejsze zło. Wyrusza pod dowództwem kapitana Pollarda, który to po raz pierwszy w życiu obejmuje dowództwo okrętu, by dogonić swoje marzenie i wreszcie samemu zostać kapitanem. Wszystkie założenia okazują się jednak wyjątkowo błahe, w momencie, w którym załoga statku – Essex, wpływa na nieznane wody, bronione przez tajemniczego kaszalota. Dopiero wtedy okazuje się, jak bardzo każdy z członków załogi jest zdeterminowany, by osiągnąć swój cel.

Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy w „W samym sercu morza”, jest sposób przedstawiania postaci w filmie grających. Rozbieżność pomiędzy kapitanem a pierwszym oficerem, jest tak wyraźna, że w zasadzie od pierwszej minuty filmu można przewidzieć narastający konflikt tych dwóch charakterów. Chase, pomimo że stracił obiecane dowództwo na rzecz Pollarda, stara się kryć swoją niechęć do kapitana. Działa to w obie strony, ponieważ kapitan, prowadzony pustymi słowami ojca, stara się za wszelką cenę zaznaczyć swoją wyższość nad załogą, włączając w to Chase'a. Na samym początku filmu pada bardzo istotne zdanie, które bardzo dobrze opisuje całość obrazu – „Historia Essex, to przede wszystkim historia kapitana i jego pierwszego oficera”. Ferment, który narasta pomiędzy tymi dwiema osobami, zaczyna z dnia na dzień przybierać na sile, żeby w końcu nie tyle eksplodować, ile implodować. Pollard pochodzi z rodziny szlacheckiej, w tamtych czasach nadal decydował status urodzenia aniżeli doświadczenie. Chase pochodzi z motłochu, a jego wysoka pozycja kole w oczy Pollarda. Tak skrajne osoby muszą się kiedyś zderzyć w swoich poglądach i tak jest właśnie w filmie „W samym sercu morza”. 

Idąc do kina, miałem szczerą nadzieję na obejrzenie protoplasty historii o „Moby Dicku”, która to była obecna w mojej świadomości od lat najmłodszych. Bardzo późno zacząłem czytać książki nałogowo, bo dopiero w liceum, ale moje dzieciństwo pamięta właśnie takie klasyki, zamiast innych przypisanych mojemu wiekowi. Ron Howard, odpowiedzialny za reżyserię, zrobił w moim mniemaniu coś niesamowitego. Połączył legendę z faktami. Nie chodzi mi tutaj oczywiście o fakty świadczące o prawdziwości historii, ale o wizerunek tej historii w umysłach ludzi ceniących „Moby Dicka”. Można powiedzieć, że „W samym sercu morza” stało się „Moby Dickiem” samym w sobie. Oczywiście jest tutaj wyraźnie zauważalna różnica fabularna, ale siedząc przed ekranem kinowym, zupełnie się o tym zapomina. Biały kaszalot staje się nagle wykładnią nie tylko książki Melville'a, ale także każdego człowieka, który przedkłada ponad własne życie, chęć zaspokojenia prymitywnej natury zabijania. 

Przez cały seans, od początku do końca, wielorybnicy ze statku Essex, wzbudzają w widzu wielki dystans. Ich cele są proste – zabić jak najwięcej, by się wzbogacić. Kiedy pojawia się biały kaszalot, z całych sił widz go dopinguje, co jest wzmacniane przez wyjątkowo krwawe sceny uśmiercania wielorybów, ekscytację osób rzucających harpunami, wiwaty, kiedy wydrą morzu jego cząstkę. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że reżyser założył właśnie taką ścieżkę swojego tworu, by pokazać, jak okrutni, bo krótkowzroczni byliśmy dwieście lat temu. 

Kwintesencją całego obrazu jest moment, w którym człowiek zmienia się z myśliwego w zwierzynę. Nagle gdzieś ulatuje cała doniosłość polowania, władcze spojrzenie człowieka na naturę staje się bardziej przychylne, a w oczach pojawia się strach, ten sam, który towarzyszył wielorybom, kiedy były ścigane. Na całe szczęście dla filmu, nie próbuje tłumaczyć głównych bohaterów, po prostu stawia ich przed prostym równaniem: ewolucją, która zakłada przetrwanie silniejszych. W tym momencie filmu bohaterowie, którzy jeszcze przed chwilą dzielnie dzierżyli w rękach harpuny, stają się prawdziwymi ludźmi. Przepełnionymi lękiem, zwątpieniem, postawionymi pod ścianą skazańcami, którzy wyczekują plutonu egzekucyjnego. Zabawne, jak szybko mogą się odwrócić role, kiedy człowiek staje w obliczu natury i uświadamia sobie, że jest jej częścią.

Ogólny wydźwięk filmu jest jasny – zaprzestanie wyzyskiwania natury, harmonia i ogólne porozumienie. „W samym sercu morza” przedstawia człowieka jako swoistego Prometeusza porozumienia pomiędzy naturą, która przecież jest jego częścią, ale z  chęcią samozniszczenia. Książka „Moby Dick”, w mojej ocenie, chciała przekazać, że człowiek może, a nawet musi zmagać się z przyrodą, ale nigdy jej nie pokona. Biały kaszalot jest zatem przypomnieniem o tym, jak mało znaczymy. „W samym sercu morza” oddało to w sposób bardzo wymowny, ukazując historię, którą każdy zna na swój własny sposób, będący przedłużeniem założenia Melville'a, a które skrócę do wielce prostego stwierdzenia: Zawsze znajdzie się większa ryba. 

„W samym sercu morza” to wyjątkowa opowieść o walce człowieka z naturą. Od pierwszych minut widz doświadcza sztormowej pogody, szkwału, błędnych i dobrych decyzji, które tylko sekundami dzielą załogę Essex od glorii lub zapomnienia w wodach oceanów. Osobiście powiem, że sceny z pierwszego napotkanego przez Essex sztormu wbiły mnie w fotel tak bardzo, że chyba nabawiłem się choroby morskiej. Potęga oceanu została na samym początku filmu tak wyraźnie zaznaczona, że widz nie ma odwagi polemizować z tym doświadczeniem. Pamiętam mój pierwszy rejs po Morzu Bałtyckim, przy dużym wietrze – nie ma porównania. Na seansie „W samym sercu morza” ma się ochotę krzyknąć: Dość! Gdzie jest ląd?! Tylko miękki fotel w sali kinowej oddziela od szalejącego żywiołu. Zapewne to za sprawą wyjątkowo wymownych efektów specjalnych albo może mojej fobii przed otwartą wodą, rezultat jest jeden: seans pełen emocji. 
Reżyseria
Dystrybutor
Warner Bros. Enteretainment Polska
Premiera
04-12-2015 (Polska)
02-12-2015 (Świat)
4,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

arcio
vaultdweller
swomma
Agnieszka Janczyk