Weekendowa Filmosfera #44
Katarzyna Piechuta | 2020-10-08Źródło: Filmosfera
Jak wiemy, czekają nas niebawem kolejne restrykcje, a co za tym idzie, kolejne limity osób w kinach i spędzanie większej ilości czasu w domu. Jak co tydzień w Weekendowej Filmosferze podpowiadamy, jakimi seansami warto sobie ten czas umilić, i rekomendujemy trzy filmy dostępne na popularnych platformach streamingowych.
Romantyczny piątek z „500 dniami miłości” (2009), reż. Marc Webb [#CHILI]
Na samym początku filmu dowiadujemy się, iż „to zwykła historia o chłopaku i dziewczynie. Nie jest to jednak historia miłosna”. Chłopak to Tom Hansen (ujmujący Joseph Gordon-Levitt), niedoszły architekt, który zarabia na życie pisząc życzenia, które umieszcza się na kartach okazjonalnych. Dziewczyna to Summer (znakomita i hipnotyczna Zooey Deschanel), która zaczyna pracę w charakterze asystentki w firmie, w której pracuje także Tom. Główny bohater, niepoprawny romantyk, od pierwszego wejrzenia wierzy, że Summer to kobieta jego życia. Problem w tym, iż dziewczyna nie wierzy w miłość jako taką i nie ma w planach wiązać się z nikim na stałe. „500 dni miłości” jest to film o życiu. Znajdziemy w nim jednocześnie trochę dramatu, komizmu, radości i nostalgii. Jak zostaliśmy poinformowani to nie jest film o miłości. To film o Tomie Hansenie i o tym, jak jego życie, jego myśli i uczucia zostały ukształtowane przez współczesny świat, a dokładniej przez popkulturę. To rys współczesnych młodych ludzi, zagubionych w dżungli popkulturowego świata. Żyjących i marzących kliszami, stereotypami i wyobrażeniami, także tymi o miłości. U Webba miłość trwa tylko (aż?) 500 dni, a gdy już się kończy, zastępuje ją nowa. „500 dni miłości” to dobrze przemyślany, zrealizowany i zagrany film. Mniej słodki, bardziej gorzki. Polecam. Sylwia Nowak-Gorgoń
Przygodowa sobota z „Jak wytresować smoka” (2010), reż. Dean DeBlois, Chris Sanders [#NETFLIX]
Twórcom „Jak wytresować smoka” udało się stworzyć film, który oglądać mogą zarówno mali i duzi. Produkcja w zgrabny sposób łączy w sobie takie elementy, które są już właściwie normą we współczesnych animacjach, jak humor i akcja, z czymś, co było charakterystyczne dla starszych bajek, choćby tych disney’owskich – mianowicie tym, iż główną wartość filmu stanowi jego przesłanie, i to wokół niego zbudowana jest cała fabuła. Nastoletni Wiking Czkawka, syn wodza, mieszka na wyspie Berk, gdzie lokalna społeczność zajmuje się głównie walką ze smokami. Nieco odstaje od swoich rówieśników i nie czuje się rozumiany. Gdy wraz z rówieśnikami zaczyna się uczyć tresury smoków, dostrzega w tym szansę udowodnienia swojej wartości. Wówczas spotyka rannego smoka, a całe jego dotychczasowe życie zostaje wywrócone do góry nogami. „Jak wytresować smoka” to obraz ładny i wzruszający, ale przy tym niepozbawiony humoru i akcji. Poza tym twórcom należą się brawa za sam pomysł przeniesienia na ekran powieści Cressidy Cowell – stworzenie filmu animowanego o wikingach okazało się strzałem w dziesiątkę, a „Jak wytresować smoka” doczekało się już kontynuacji. Katarzyna Piechuta
Uczuciowa niedziela z „Cudownym tu i teraz” (2013), reż. James Ponsoldt [#CHILI]
„Cudowne tu i teraz” to film o życiu amerykańskich nastolatków. Historia licealisty Suttera Keely’a, który jest wiecznym imprezowiczem, lekkoduchem i duszą towarzystwa ze złotym sercem. Dopiero poznanie zwyczajnej, miłej i spokojnej dziewczyny Aimee sprawia, że jest skłonny do podjęcia próby przewartościowania swojego życia. Musi odpowiedzieć sobie na pytania: „kim jest?” i „jak pragnie żyć?”. „Cudowne tu i teraz” to obraz mocno osadzony w rzeczywistości, choć fabularnie bazuje na wszystkich kliszach, do których przyzwyczaiła nas kultura masowa. Jednakże odarty został z całego plastiku, sztuczności i bogactwa, do którego przyzwyczaiły nas tego typu produkcje. Cały zamysł fabularny ma mocne wsparcie w stronie formalnej filmu. „Cudowne tu i teraz” odrzuca kompletnie stylistykę wywodzącą się z telewizji MTV. Zwyczajność i naturalność historii podkreślają długie, intymne ujęcia ukazujące rozmowy pomiędzy bohaterami i spokojne tempo narracyjne. Forma schodzi tutaj na drugi plan - reżyser James Ponsoldt stawia na intymność i naturalizm emocji, co mimowolnie daje duże możliwości aktorom. Z tej okazji korzystają Shailene Woodley i Miles Teller. Woodley wnosi do filmu wiele niewinności, świeżości i uroku. Partnerujący jej Teller ma w sobie również wiele nieskrywanego uroku, co sprawia że jego postać tak bardzo niedoskonała, budzi w widzach pozytywne odczucia. W grze Tellera jest coś bardzo niepokornego i niesfornego, co powoduje że nie da się nie lubić jego postaci. „Cudowne tu i teraz”, ekranizacja powieści Tima Tharpa, swoją prostotą i ujęciem tematu zaskakuje. Korzystając z wzorów kultury masowej zmyślnie je dekonstruuje. Bardzo interesująca propozycja, którą wieńczy wspaniale oddający charakter całego filmu magnetyczny i poruszający do głębi utwór „Song for Zula” w wykonaniu Phosphorescent. Polecam. Sylwia Nowak-Gorgoń