Żyję i jestem legendą [recenzja OST]
Arkadiusz Kajling | 8 dni temuŹródło: Filmosfera

Chociaż zeszłoroczne Letnie Igrzyska Olimpijskie w Paryżu przeszły już do historii, to echa XXXIII Olimpiady niosły się w mediach jeszcze długo po zakończeniu całego wydarzenia, a pierwsze symptomy przyszłego oddźwięku można było dostrzec już podczas gali otwarcia, która stała się zarzewiem konfliktu – obok emocji sportowych najważniejsza impreza sportowa 2024 roku pozostawiła w pamięci milionów widzów obrazy z ceremonii otwarcia, jednej z najciekawszych i najbardziej oglądanych w historii igrzysk, a także pierwszej zorganizowanej poza stadionem. Wydarzenie spotkało się jednak z mieszanymi ocenami krytyków i skutecznie spolaryzowało fanów – część komentatorów doceniła innowacyjność i różnorodność pokazów, inni nie kryli rozczarowania, zarzucając chaotyczność występów i brak spójności, a odtworzenie obrazu Leonarda da Vinci „Ostatnia wieczerza” wywołało prawdziwą lawinę komentarzy do tego stopnia, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski poczuł się wywołany do tablicy i przeprosił za event. Inauguracyjny wieczór nie schodził również z ust entuzjastów muzyki popularnej, którzy pomiędzy jasno świecącymi gwiazdami Lady Gagi i naszego rodaka Jakuba Józefa Orlińskiego dostrzegli ostatnią, niespodziewaną artystkę: na tarasie Wieży Eiffela pojawiła się Celine Dion, prezentując oszałamiające wykonanie na żywo utworu „Hymne à l'amour”, oddając hołd francuskiej legendzie Edith Piaf i upamiętniając jej sześćdziesiątą pierwszą rocznicę śmierci. Niezapomniany występ był triumfalnym powrotem diwy na scenę i jej pierwszym publicznym występem od 2020 roku, które nieoczekiwanie przerwała nagła choroba. Dokument „I Am: Celine Dion” osłania przed miłośnikami talentu Kanadyjki kulisy tej nierównej walki z niezwykle rzadkim schorzeniem, ale i tryumf uzdrawiającej woli życia, która potrafi zdziałać cuda.
Celine Dion, a dokładniej Celine Marie Claudette Dion, przyszła na świat 30. marca 1968 roku w Charlemagne, miasteczku w prowincji Quebec w Kanadzie jako najmłodsze z czternaściorga dzieci Adhemara Diona i Therese Tanguay w ubogiej rodzinie o muzycznych korzeniach: jej ojciec grał na akordeonie, matka na skrzypcach, a pozostali członkowie familii występowali w sierocińcach oraz na weselach i lokalnych imprezach. Sama Celine swój pierwszy publiczny występ zaliczyła już w wieku zaledwie kilku lat, wykonując trzy piosenki z repertuaru Christine Charbonneau na ślubie swojego brata Michela, a następnie pojawiała się regularnie na koncertach organizowanych przez hotel „La Cachette” i w rodzinnym barze „Le Vieux Baril”. Swój pierwszy autorski utwór „Ce N’etait Qu’un Reve” skomponowała w wieku dwunastu lat przy pomocy matki i brata Jacques’a, a Michel wysłał demo do Rene Angelila, do którego adres znalazł na opakowaniu płyty Ginette Reno – muzycznej idolki małej Dion. Kanadyjski menedżer zafascynowany talentem nastolatki wkrótce rozpoczął współpracę z Celine, a dziewczynka zaczęła w międzyczasie pobierać profesjonalne lekcje śpiewu u Cecile Jalbert. Angelil wierzył w rychły sukces swojej podopiecznej do tego stopnia, że zastawił swój dom, aby sfinansować nagranie pierwszej płyty „La Voix Du Bon Dieu” w 1981 roku. Wkrótce mogli świętować pierwsze tryumfy – zaledwie rok później czternastoletnia Celine wzięła udział w konkursie „Yamaha World Popular Song Festival” w Tokio, gdzie zajęła pierwsze miejsce i otrzymała nagrodę dla najlepszego artysty, a następnie z utworem „D’amour Ou D’amitie” (za którego sprzedaż otrzymała certyfikat platynowej płyty) reprezentowała Kanadę na festiwalu „International Market of the Disk and the Musical Publishing” w Cannes. Od tego momentu kariera niepełnoletniej jeszcze Celine Dion na francuskojęzycznym rynku nabrała rozpędu, jednak prawdziwa sława przyszła wraz z przedstawieniem nowej diwy światowej publiczności.
Pierwszy album skierowany do międzynarodowego słuchacza „Unison” został wydany w 1990 roku i od razu trafił na czwarte miejsce amerykańskiej listy Billboard Hot 100, ale to rok później nastąpił przełom przypieczętowany najbardziej prestiżową statuetką w świecie X muzy – Oscarem za piosenkę „Beauty and the Beast” z animacji „Piękna i Bestia”, jedynego filmu rysunkowego Disneya nominowanego w kategorii „Najlepszy Film”. Tytułowa kompozycja już wcześniej została wybrana jako singiel promujący animowany musical, jednak producent Don Hahn bojąc się, że członkowie Akademii będą zbyt zdezorientowani przy ostatecznym glosowaniu postanowił stworzyć również wersję komercyjną, która miała za zadanie nadać rozgłosu produkcji i ułatwić potencjalny wybór. Ponieważ Disney nie mógł zaangażować żadnych słynnych piosenkarzy do wersji popowej, włodarze zdecydowali się na słabo znaną wówczas w USA Celine Dion (na dodatek nieznającą dobrze angielskiego) i Amerykanina Peabo Brysona, który był znacznie bardziej rozpoznawalnym głosem oraz twarzą w USA. Decyzja ta zwróciła się w postaci nagrody Grammy za „Album Roku” – pierwszej i jedynej dotąd nominacji dla filmu animowanego, a kariera Celine Dion wręcz z dnia na dzień nabrała rozpędu, wynosząc Kanadyjkę na szczyt i plasując ją obok największych żyjących diw muzyki popularnej. To także czas, gdy młoda gwiazda zaczęła romansować ze światem kina – nagrana w duecie z Clive’em Griffinem jazzowa ballada „When I Fall In Love” z repertuaru Nat King Cole’a znalazła się na soundtracku do kultowej komedii romantycznej „Bezsenność w Seattle” z Tomem Hanksem i Meg Ryan, a temat przewodni do „Titanica” Jamesa Camerona „My Heart Will Go On” trafił na pierwsze miejsca list przebojów niemal na całym świecie, stając się jednym z najlepiej sprzedających się singli w historii muzyki, zasilając biblioteczkę Dion kolejnymi cennymi zdobyczami: czterema nagrodami Grammy i drugim Oscarem.
W życiu prywatnym gwiazdy nie znajdziemy miejsca na skandale, czy kontrowersje – w 1994 roku Celine poślubiła swojego wieloletniego managera Rene Angelila w montrealskiej katedrze Notre-Dame, a cała uroczystość była transmitowana w kanadyjskiej telewizji; niedługo potem para doczekała się pierwszego dziecka Rene Charlesa, a dekadę później bliźniąt: Eddy’ego i Nelsona, nazwanego na część prezydenta RPA w latach 1994-1999, laureata Pokojowej Nagrody Nobla Nelsona Mandeli. Pomimo sporej różnicy wieku, małżonkowie przez ponad dwie dekady tworzyli zgrany i piękny duet, jednak szczęście nie miało trwać długo – już w 1998 roku u męża Dion zdiagnozowano nowotwór gardła, i pomimo, że dwa lata później został on całkowicie wyleczony, to problemy zdrowotne wróciły w 2013 roku. Tym razem lekarze byli bezsilni i wybranek diwy odszedł 14. stycznia 2016 roku, zaledwie dwa dni przed swoimi urodzinami, a ceremonia pogrzebowa odbyła się w miejscu zaślubin. Śmierć ukochanego była prawdziwym ciosem dla wokalistki, która pomimo upływu lat wciąż nie może pogodzić się z jego śmiercią – w zeszłym roku w rocznicę ślubu artystka opublikowała poruszający wpis w mediach społecznościowych: „Wciąż wypełniasz nasze serca, każdego dnia. Jesteś dla nas wszystkim. Tak bardzo za Tobą tęsknimy. Wszystkiego najlepszego z okazji trzydziestej rocznicy, moja miłości”. W przypadku Celine sprawdza się przysłowie, że nieszczęścia chodzą parami – zaledwie kilka dni po pożegnaniu Rene, media obiegły informacje o śmierci brata wokalistki, Daniela, który przegrał długą walkę z rakiem krtani. Sama Dion również nie zdołała zapobiec własnej chorobie – gdy podczas pandemii koronawirusa Kanadyjka przerwała swoją pierwszą od dekady trasę koncertową „Courage World Tour”, nikt wówczas nie przypuszczał, że fani nigdy nie doczekają się jej kontynuacji.
Już wcześniej piosenkarka zaczęła doświadczać ataków sztywności mięśni, jednak dopiero w 2020 roku, gdy COVID zmusił ją do zwolnienia tempa, Celine w końcu zdecydowała się zmierzyć z tajemniczymi, nawracającymi problemami zdrowotnymi, które stanowiły element jej życia od ponad dziesięciu lat. Jak wspomina: „Gdy zaczęła się pandemia powiedziałam sobie: nic nie dzieje się przez przypadek, a ja skorzystam z tej szansy, by poszukać przyczyny. Po wielu latach zabawy w ciuciubabkę z samą sobą, że swoimi przyjaciółmi, ze swoją rodziną, ze swoimi dziećmi już nie chciałam być odważna. Starałam się tak długo, jak mogłam, lecz nadszedł czas, by zmądrzeć”. Po bardziej szczegółowych badaniach i przedłużającym się procesie eliminacji w końcu usłyszała diagnozę: to zespół sztywności uogólnionej, rzadkiej choroby neurologicznej, która powoduje sztywność mięśni i spazmy. Dion dokładnie pamięta chwilę, w której poznała powód swojej przypadłości: „Prawdopodobnie zabrzmi to dziwnie, ale ucieszyłam się. W końcu mogłam płynąć z prądem, a nie przeciwko niemu”. Po tym, jak w 2022 roku została zmuszona do odwołania pozostałych koncertów z trasy, piosenkarka nakierowała swoją nieustępliwość performerki na powolną, ale regularną rehabilitację z nadzieją, że będzie mogła powrócić na scenę i na nowo połączyć się z grupą oddanych fanów, a proces rekonwalescencji udokumentować: „Chciałam zrobić z tego film dokumentalny, ponieważ nie jest to szybka rzecz, a nie ma innego rozwiązania sytuacji, przez którą przeszłam. Nie chodzi tylko o ćwiczenia wokalne i pilates – to rehabilitacja w znaczeniu fizycznym, wokalnym, emocjonalnym i duchowym. A ja chcę, by ta historia została opowiedziana z klasą. Szanuję swoich fanów i siebie wystarczająco mocno, by przedstawić im całą prawdę”. Celine Dion wiedziała, że by przedstawić tę prawdę, będzie musiała znaleźć odpowiednią partnerkę znającą się na opowiadaniu historii.
Kanadyjska gwiazda od razu znalazła wspólny język z Irene Taylor, nominowaną do Oscara za krótki metraż „The Final Inch” twórczynią filmów dokumentalnych, tak komentując swój wybór: „Chciałam znaleźć kogoś, z kim nadawałabym na tych samych falach i kto mógłby zostać moim partnerem przy tym projekcie. Nie chciałam, by potencjalny reżyser dramatyzował moje życie lub wymyślał na nowo to, przez co przechodziłam. Gdy poznałam Irene, wiedziałam od razu, że to właściwa osoba”. Choć dokument utkany jest z archiwalnych nagrań z czasów, gdy Dion zdobywała sławę oraz z wielu dekad, gdy była topową piosenkarką i artystką sceniczną, to Taylor pragnęła stworzyć portret Celine takiej, jaka jest tu i teraz: „Nie realizowałam filmu dla jej fanów, choć jest on niezaprzeczalnie listem miłosnym, a jej wielbiciele naprawdę się o nią teraz martwią. Chcą wiedzieć co robi, ale pragną też po prostu pozwolić, by jej muzyka ich ogarnęła. Mam nadzieję, że mój materiał w którym opowiadam o odkrywaniu dzisiejszej Celine Dion w kontekście ponad czterdziestoletniej kariery będzie w stanie zapewnić im obie te rzeczy”. Dokument, który można oglądać od 17. czerwca 2024 roku na platformie Prime Video pokazuje z bliska najbardziej intymne momenty mierzenia się artystki z chorobą i stanowi poruszający oraz szczery wgląd w życie prywatne ikony i supergwiazdy, podkreślając jednocześnie nieocenioną rolę muzyki, która od zawsze była przewodnikiem artystki, a także niezłomność jej ducha. Nie powinien nikogo zatem dziwić fakt, że wydarzeniu towarzyszy także oficjalny soundtrack, szczególnie w dobie, gdy kanadyjska pieśniarka ograniczyła swoją muzyczną działalność i wydawanie nowych płyt. Wśród trzynastu piosenek, które zostały wybrane na ścieżkę dźwiękową znajdują się największe hity: „The Power of Love”, „All By Myself”, „A New Day Has Come”, a także kilka nieśmiertelnych filmowych przebojów.
Najnowszą filmową kompozycją na albumie i pierwszą wydaną po zdiagnozowaniu u piosenkarki choroby Moerscha-Woltmanna jest „Love Again” pochodząca z filmu „Miłość na nowo”, w którym główne role zagrali Priyanka Chopra Jonas, Sam Heughan oraz sama Celine debiutując tym samym na wielkim ekranie. Najnowsza produkcja Jamesa C. Strouse’a znanego z „Niesamowitej Jessiki James” to remake niemieckiego rom-comu, któremu towarzyszył soundtrack z jedenastoma piosenkami kanadyjskiej diwy, z czego pięć to premierowe kompozycje, a pozostałe sześć to znane fanom od lat klasyki, idealnie wplecione w życie filmowych postaci. W tej komedii romantycznej opowiadającej o stracie narzeczonego, główna bohaterka wysyła serię romantycznych SMS-ów na swój stary numer telefonu komórkowego nie zdając sobie sprawy, że numer został przypisany do nowego służbowego telefonu Roba Burnsa. Dziennikarz jest urzeczony szczerością pięknych wyznań nieznajomej i kiedy otrzymuje zadanie napisania sylwetki megagwiazdy Celine Dion, prosi swoją idolkę o pomoc w wymyśleniu sposobu, jak osobiście poznać dziewczynę i zdobyć jej serce. W udzielonym czasopismu “People Magazine” wywiadzie szkocki aktor Sam Heughan powiedział, że muzyka Celine w jakiś sposób zbliża bohatera granego przez niego i postać, w której rolę wcieliła się Priyanka, a hinduska aktorka dodała, iż “Miłość na nowo” to ich filmowa “oda do Celine”. Sama diwa bardzo ciepło wspomina pracę na planie: „Dobrze bawiłam, to był dla mnie zaszczyt zagrać obok tak pięknych i utalentowanych aktorów jak Priyanka Chopra Jonas i Sam Heughan. Możliwość zagrania po raz pierwszy w filmie fabularnym to dla mnie prezent, z którego zawsze będę się cieszyć. Uważam, że jest to wspaniała historia i mam nadzieję, że spodoba się widzom, podobnie jak kilka moich nowych piosenek".
Na trackliście nie mogło zabraknąć „Because You Loved Me” z filmu Jona Aventa „Namiętności” z 1996 roku oraz popisowego „My Heart Will Go On”, który gdyby nie naciski James Hornera nigdy by nie powstał – James Cameron po prostu nie chciał popowej ballady na napisach końcowych swojego wyciskacza łez, a sama Celine również nie była przekonana do kolejnego filmowego projektu. Finalnie za namową męża nagrała demo, które zdobyło serce przyszłego reżysera „Avatara”, a zarejestrowana w jednym ujęciu piosenka została umieszczona w surowej wersji na oficjalnym soundtracku, przyczyniając się jednocześnie do jego spektakularnego sukcesu komercyjnego. Chyba jednak najciekawszym przystankiem w filmowym portfolio Dion jest utwór „Ashes”, pochodzący z drugiej odsłony przygód marvelowskiego antybohatera Deadpoola z 2018 roku – pamiętacie towarzyszący mu teledysk z tancerzem Yanisem Marshallem, w którym Ryan Reynolds żartował sobie z kanadyjskiej piosenkarki, że mógł w zamian zaprosić do współpracy grupę ‘N Sync? W zeszłym roku dowcip ten zestarzał się niczym najlepsze wino, gdyż soundtrack do trzeciej odsłony z tej dochodowej franczyzy otwierał właśnie „Bye Bye Bye” kultowego boysbandu z lat 90. ubiegłego wieku. Francuskojęzyczną działalność diwy reprezentują „Zora sourit”, „Je crois toi”, „Pour que tu m’aimes encore” i „J’irai ou tu iras” – dwa ostatnie pochodzą z albumu „D’eux”, czyli najlepiej sprzedającego się francuskojęzycznego albumu wszech czasów. Dodatkowo na płycie znajduje się siedem utworów z oryginalną partyturą, skomponowanych przez uznanego wiolonczelistę Rediego Hasa i wyprodukowanych przez Alberto Fabrisa. Ta muzyczna podróż to nie tylko uhonorowanie dziedzictwa Céline Dion i przedstawienie jej niezwykłej muzycznej historii, ale i odpowiednie tło dźwiękowe, które podkreśla przeżywany w filmie wachlarz emocji, zarówno przez bohaterkę, jak i odbiorcę.
WYDANIE CD
Soundtrack do dokumentu „I Am: Celine Dion” został wydany przez Sony Music Entertainment Poland w standardowym plastikowym pudelku typu „jewelcase” w dwóch edycjach: oryginalnej angielskiej oraz skierowanej do francuskojęzycznego słuchacza wersji z przetłumaczonymi tytułami piosenek i instrumentalnych kompozycji. Do wydania fizycznego została dołączona 12-stronicowa książeczka z informacjami produkcyjnymi odnośnie piosenek, score’u i zatrudnionych wykonawców, wzbogacona o dwa zdjęcia z filmu dokumentalnego Irene Taylor oraz personalną notkę z podziękowaniami od samej Dion skierowaną do fanów. Fakt istnienia wydania fizycznego na pewno docenią audiofile, gdyż płyta kompaktowa CD-Audio to standard bezstratnego cyfrowego zapisu dźwięku – dlatego też ten nośnik trwa w niezmienionej od czterdziestu lat formie do dziś, ciesząc uszy bardziej wymagających słuchaczy. Miłośnicy czarnych krążków powinni być także ukontentowani, gdyż ścieżka dźwiękowa została wydana również w dwóch edycjach winylowych.
PODSUMOWANIE
Celine Dion to niekwestionowana ikona muzyki popularnej, która od czasu swojego debiutu rozkochała w sobie miliony słuchaczy na całym świecie, w tym także miłośników kinematografii – takie hity jak „Beauty and the Beast” z animowanego arcydzieła Disneya „Piękna i Bestia”, czy „My Heart Will Go On” z katastroficznego „Titanica” przeszły już do historii muzyki filmowej, a nazwisko kanadyjskiej diwy na stałe zapisało się w świadomości miłośników jej talentu dzięki brawurowym wykonaniom piosenek na żywo, podczas których nierzadko nawiązywała emocjonalną więź z przybywającą tłumnie na jej koncerty publicznością. Od dłuższego czasu Celine Dion jest jednak bohaterką licznych artykułów nie ze względu na jej dokonania artystyczne – kilka lat temu u piosenkarki rozpoznano rzadką chorobę, która położyła się cieniem zarówno na jej karierze zawodowej, jak i życiu osobistym. W zeszłym roku obdarzona mezzosopranem uznana wokalistka, która zaciekle strzeże swojej prywatności postanowiła się otworzyć i opowiedzieć o swojej przypadłości szerokiej publice – dokument „I Am: Celine Dion” w reżyserii Irene Taylor to przejmujący zapis najtrudniejszych chwil z drogi, jaką Celine przeszła w ciągu ostatnich lat, odsłaniający przed widzami kulisy wymagającej rehabilitacji i pokonywania codziennych trudności w nierównej walce z zespołem sztywnego człowieka. Ten szczery materiał nie uderza jednak tylko w sentymentalne tony, gdyż jednocześnie maluje niezwykły portret ludzkiej wytrzymałości i niezłomności, mającej rozświetlić najczarniejsze momenty w życiu za pomocą zbawiennej muzyki. Być może nieprzypadkowo na ostatnią piosenkę na płycie wybrano umieszczony również na soundtracku do sequela „Stuarta Malutkiego” zawierający pozytywny przekaz kawałek „I’m Alive” – to właśnie ten utwór będący afirmacją życia Celine zaśpiewała w zeszłym roku na żywo podczas pokazu najnowszej kolekcji libańskiego projektanta mody Elie Saaba ucieleśniając swoje własne słowa z dokumentu: „wciąż żyję i wrócę na scenę, nawet jeśli będę musiała się czołgać”.
Recenzja powstała dzięki współpracy ze sklepem TaniaKsiążka.
