Misterne rozplątywanie "Zaplątanych" [recenzja książki]
Arkadiusz Kajling | 2022-10-01Źródło: Informacja prasowa
Przygoda z komputerowymi animacjami Disneya nie miała łatwych początków – podczas gdy Pixar świętował triumfy z każdą kolejną produkcją, The Walt Disney Animation Studios przez kilka lat szukało swojej ścieżki, by połączyć sztukę animacji z najnowszymi zdobyczami technologii i zachwycić krytyków oraz publiczność na całym świecie. Trudny start zapewnił w 2005 roku „Kurczak mały”, będący pierwszym w pełni komputerowym dziełem wytwórni Myszki Miki i niemal z miejsca został okrzyknięty porażką na wszystkich poziomach – zarówno fabularnym, jak i technicznym, czy wizualnym. Niewiele lepiej poradziły sobie kolejne animacje „Rodzinka Robinsonów” i „Piorun”, a umiarkowany sukces ręcznie rysowanej „Księżniczki i żaby” postawił znak zapytania nad przyszłością wytwórni i zasiał wątpliwości co do obranego wcześniej kierunku. W takich chwilach Disney zwykle szukał inspiracji w klasycznych opowieściach – tak było w przypadku „Królewny Śnieżki” w 1937 roku, „Kopciuszka” z 1950 roku, jak i „Małej Syrenki” z 1989 roku, opartych na popularnych baśniach. Nie inaczej ma się sprawa z „Zaplątanymi”, czyli nową wersją baśni Braci Grimm pt „Roszpunka”.

Po książki niemieckich baśniopisarzy Walt Disney sięgał jednak niechętnie – przepełnione erotyką i przemocą historie bardziej przemawiały do dorosłych widzów, jednak słynny reżyser dostrzegał w nich potencjał oraz materiał na kino familijne i rozrywkowe. Tą samą drogą postanowił podążyć Glen Keane – dziś jedna z legend Disneya, który współtworzył i nadzorował rozwój postaci okresu renesansu, w tym „Małą Syrenkę”, „Piękną i Bestię”, „Aladyna”, „Pocahontas”, czy „Tarzana”. Pomysł na animowaną wersję „Roszpunki” powstał już w 1996 roku, otrzymując zielone światło w 2001 roku, natomiast dwa lata później ogłoszono oficjalny tytuł „Rapunzel Unbraided” z notką, że będzie to wersja w stylu Shreka. Na pewno wielu z was kojarzy pierwszy opis produkcji: zła wiedźma, która nie znosi szczęśliwych zakończeń przenosi zwykłą dziewczynę Claire i dostawcę pizzy Vince’a z San Francisco do bajkowego świata zamieniając ich w Roszpunkę i Księcia, natomiast prawdziwa Roszpunka i Książę zostają zamienieni w wiewiórkę oraz psa. Brzmi znajomo? Jeśli przypomina Wam to „Zaczarowaną” to macie rację, gdyż z tego pomysłu właśnie wyewoluowała aktorska komedia Disneya z 2007 roku z Amy Adams w roli głównej. Po wielu problemach produkcyjnych i odejściu Glena Keana z powodów zdrowotnych, pierwotna koncepcja „Rapunzel Unbraided” została porzucona, a nowi reżyserzy Byron Howard i Nathan Greno rozpoczęli pracę nad kolejną wersją, bardziej zbliżoną do oryginalnej baśni ze świeżym spojrzeniem i współczesnym humorem. Tak powstała animacja „Zaplątani” którą dziś znamy, a jej długą, „zaplątaną” drogę na ekran możemy prześledzić dzięki albumowi „The Art of Tangled”.

Publikacja została podzielona na aż osiem rozdziałów, które poprzedzają słowa wstępu Johna Lassetera oraz reżyserów animacji – Nathana Greno oraz Howarda Byrona. Dowiadujemy się, że już od samego początku twórcy tej pierwszej w pełni animowanej komputerowo baśni chcieli, by miała w sobie ducha starszych bajek Disneya (jak „Kopciuszek”, czy „Śpiąca Królewna”), jednak była przystępna dla współczesnej publiczności. Pierwszy z rozdziałów pt. „The Girl In the Tower” jest poświęcony słynnej baśni i jej licznym wariantom, w tym tej najsłynniejszej wersji autorstwa braci Grimm. Następny rozdział „Once Upon a Time… and Time Again” skupia się na korzeniach powstawania disneyowskiej produkcji, która miała bogate źródła – od książeczek, aż po sztuki teatralne – by w końcu wykiełkować jako następny klasyk w kanonie animacji Disneya. W tej części otrzymujemy wstępne projekty samej Roszpunki autorstwa Glena Keane’a – rzeczywiście czuć tu rękę animatora, bowiem szkice silnie nawiązują stylem do postaci Ariel z „Małej Syrenki”, czy Belle z „Pięknej i Bestii”. Ciekawie prezentuje się rozwój wizualny postaci Gothel i Flynna, którzy przeszli niemałe przemiany. Zła czarownica ma tu tyle wcieleń, co Urszula z „Małej Syrenki” – niektóre są komiczne, inne wręcz groteskowe, jeszcze inne przerażające i zostały stworzone przez różnych artystów. Również obiekt westchnień naszej głównej bohaterki ewoluował, a pierwsze pomysły na postać Flynna przypominały trochę Jima Hawkinsa z „Planety skarbów” i… Kristoffa z „Krainy lodu”. 

Trzeci w kolejce rozdział „Creating a Credible Fantasy” porwał mnie bez reszty i jeszcze bardziej pozwolił mi się zanurzyć w świecie tworzenia animacji. Zwykle by oddać styl i ducha animacji, twórcy udają się w realne miejsce, które ma za zadanie zainspirować filmowców do stworzenia wiarygodnego otoczenia. W tym wypadku ekipa produkcyjna udała się do… Disneylandu! Być może początkowo ta destynacja wyda się Wam zabawna, ale wraz z kolejnymi stronami zaczynamy rozumieć zamysł twórców, który został zasygnalizowany jeszcze we wstępie. Punktem wyjścia do stworzenia świata „Zaplątanych” były poprzednie klasyki Walta Disneya, a ich wizualny charakter i opływowy styl pierwszych baśni miały za zadanie nadać Roszpunce podobny wydźwięk. Interesujący jest fakt, że kilka stron skupia się właśnie na pierwszych bajkach Disneya, takich jak „Kopciuszek”, „Śpiąca Królewna”, czy „Pinokio”, dzięki czemu możemy prześledzić kadry z filmów, szkice koncepcyjne i barwne grafiki, a także poznać proces ich odwzorowania w „Zaplątanych” i przekonać się na własne oczy jak wielki wpływ miały one na ostateczny wygląd 50. klasyku w kanonie Disneya. W tej części ciekawostką są zdjęcia ekipy produkcyjnej z ich wycieczki do Disneylandu – wiele z nich skupia się na konkretnych detalach, jak kostka brukowa, wieżyczki, czy kamienne wejścia, które możemy zaobserwować w projektach samej wieży Roszpunki i to właśnie tej ikonicznej budowli jest poświęcony kolejny rozdział „The Tower”. Na samym początku poznajemy córkę Glena – Claire Keane, która stworzyła projekty wnętrza przytulnego więzienia głównej bohaterki, w tym wszystkie jej malunki i obrazy. 

Następnie przechodzimy przez etapy tworzenia samej Roszpunki – od kilkuletniego brzdąca, po prawie dorosłą już dziewczynę, wiele z odręcznych rysunków zawiera osobiste komentarze Glena, które mają za zadanie ułatwić pracę innym animatorom nad płynnym ruchem postaci. Kilka stron poświęcono samym włosom – tego jak się układają na ziemi, ich ciężarowi, czy objętości. Interesującym zabiegiem jest przedstawienie całej historii „Zaplątanych” w formie trzydziestudziewięciu kolorowych storyboardów. „The Forest” to rozdział, który przedstawia nam detale tworzenia lasu, będącym tłem o niezwykłej aurze – tajemniczym, a jednocześnie realnym z całą swoją florą i fauną. Twórcy w tym celu przemierzyli lasy wschodnich Niemiec, Węgier, a w swej podróży dotarli nawet do Polski! Wiele z początkowych grafik przypominało mi styl Eyvinda Earla, który znany jest ze swojej pracy nad „Śpiącą Królewną”, ale też z obrazów przedstawiających naturę z charakterystycznymi dla malarza geometrycznymi, czasem nierealnymi kształtami. 

Dwie następne części „The Snuggly Duckling” oraz „The Kingdom” koncentrują się na wykreowaniu gospody i jej bywalców oraz królestwa z zamieszkałą wokół wioską poddanych – ta druga jest szczególnie piękna, obfitująca w detale tworzenia poszczególnych budynków i samego zamku, który został zainspirowany prawdziwym miejscem – sanktuarium Michała Archanioła na skalistej wysepce Mont-Saint-Michel, położonej na kanale La Manche w południowo-zachodniej Normandii (Francja). Budowla miała przypominać typowy zamek Disneya (a nie twierdzę obronną), położony na wzgórzu z otaczającym go miasteczkiem. Jedna z grafik przedstawia nam dokładne rozmieszczenie oraz odległość zamku od wieży Roszpunki oraz gospody, co pozwala nam uwierzyć, że wyimaginowana kraina istnieje naprawdę. W tej części spoglądamy też za kulisy tworzenia królewskiej pary oraz sceny z lampionami na niebie – pod względem wizualnym jest to chyba punkt kulminacyjny i najpiękniejsza scena w filmie. Album zamyka „Ever After”, będący podsumowaniem pracy filmowców i składającym hołd wszystkim animacjom Disneya – jak twierdzą twórcy najważniejszy nie wcale jest finalny produkt, ale długa podróż, która do niego prowadzi. W tym wypadku droga była wyjątkowo „zaplątana”, jednak lata pracy opłaciły się z nawiązką, a sama animacja godnie nosi miano „50. pełnometrażowego klasyka”, będąc wiernym bajkowej tradycji ustanowionej przez Walta Disneya, a jednocześnie wykorzystując najnowsze technologie i zajmując stałe miejsce w sercach najmłodszych fanów animacji z wytwórni Myszki Miki.

WYDANIE KSIĄŻKOWE

Album „The Art of Tangled” został wydany przez Chronicle Books – niezależne wydawnictwo z siedzibą w San Francisco, które wydaje serię ekskluzywnych albumów o sztuce skierowanych do miłośników animacji, artystów, studentów sztuki i fanów filmów Disneya oraz Pixara. Misją wydawnictwa jest tworzenie publikacji, które czytelnicy będą cenić w swoich kolekcjach poprzez skupianie się na poszczególnych fizycznych detalach wydań. Jak czytamy na stronie Chronicle Books, firma chce mieć pewność, że już pierwszy rzut oka na album ma rozwiewać wszelkie wątpliwości co do pochodzenia książki, dlatego dla wydawnictwa jest bardzo ważny każdy aspekt wydania – choćby to, czy jej wizualny projekt wzbogaca zawartą treść, lub to jak pozycja leży w dłoni. Ten ostatni punkt jest dosyć ważny – wydane w latach 90. ubiegłego wieku artbooki do ówczesnych animacji Disneya dostępne były w formacie pionowym, natomiast Chronicle Books proponuje format poziomy i jest to strzał w dziesiątkę. Układ horyzontalny jest zdecydowanie wygodniejszy w przeglądaniu zdjęć, bowiem wiele grafik, czy teł ma wymiary prostokątne, ciekawiej też obserwuje się poszczególne kadry storyboardów, które w oryginale rozkładane są na czarnej, prostokątnej tablicy. Album możemy rozłożyć wygodnie na stole, czy kolanach i przeglądać strona po stronie bez obawy, że nam wypadnie z rąk i się zniszczy - wymagają od nas tego waga i dosyć spore rozmiary pozycji, ale za to odpoczywają dłonie, które nie zostawią śladów na obwolucie. Język albumu to angielski i tylko w takim dostępna jest pozycja, jednak i w tym przypadku nie będzie problemów ze zrozumieniem tekstów, bowiem styl i dobór słów jest bardzo przystępny. Dla wielu osób album będzie jednak stanowić katalog pomysłów i wczesnych projektów, które nie potrzebują żadnego komentarza, czy tłumaczenia. Publikacja została wydana w twardej, jasnofioletowej oprawie z wytłoczonym logiem złotego kwiatu (symbolu znajdującego się we fladze królestwa Corony) i pokryta została papierową obwolutą, wykorzystującą grafikę koncepcyjną z filmu.

OPIS WYDAWCY: Animacja „Zaplątani” to lekkie i wesołe spojrzenie na Roszpunkę, ukochaną baśń braci Grimm, wypełnioną po brzegi ekscytującą przygodą, zapadającymi w pamięć bohaterami i (oczywiście) dwudziestoma metrami złotych włosów. Album „The Art of Tangled” zawiera zachwycające szkice koncepcyjne, kilka słów wstępu od Johna Lassetera oraz reżyserów Nathana Greno i Byrona Howarda, wywiady z artystami, animatorami i całym zespołem produkcyjnym – w tym z Davidem Goetzem, który rzuca światło na historię i sztukę tej animacji, stanowiącej kamień milowy w kanonie Disneya.

„Zaplątani” to jedna z najpiękniej wyglądających animacji Disneya ery nowożytnej, wzorowanej na klasycznych światowych baśniach. Filmowcy wykorzystali najnowsze zdobycze techniki, będąc jednocześnie wiernymi założeniom i wzorcom dwuwymiarowej animacji. To pięćdziesiąte klasyczne dzieło wytwórni jest więc hołdem dla wszystkich twórców w bogatej historii firmy, a jednocześnie otwiera drzwi ku przyszłości i wlewa nadzieję w serca wszystkich miłośników produkcji ze stajni Myszki Miki. Disneyowska wersja „Roszpunki” braci Grimm nie bez powodu przyciąga uwagę publiczności ze względu na charakterystyczny malarski wygląd, zainspirowany rokokową „Huśtawką” Jean-Honore Fragonarda. „The Art of Tangled” odkrywa przed nami długą i zawiłą drogę jaką musieli przebyć artyści, by stworzyć finalną wersję „Zaplątanych”. W pewnym sensie ten album to „rozplątywanie Zaplątanych”, który krok po kroku wyjaśnia poszczególne artystyczne wybory i zastosowane rozwiązania, które sprawią, że pokochamy tę animację jeszcze bardziej. Przed dekadą w wielu filmowych recenzjach książki pojawiała się teza, że „The Art of  Tangled” to jeden z najlepszych albumów o sztuce Disneya – patrząc z perspektywy czasu dziś ta publikacja jest niezwykle cennym nabytkiem, który będziemy szczególnie chronić, niczym magicznego Złotego Kwiatu. 

Wydawca: Chronicle Books
Data wydania: 11.11.10
Wymiary: 29 x 24 x 2 cm
Oprawa: twarda
Stron: 160

Recenzowaną książkę zakupicie w księgarni Libristo.pl.

Z kodem DISNEY05 otrzymacie rabat 5% na swoje zamówienie w sklepie.