Miniatura plakatu filmu Weekend

Weekend

2010 | Polska | Komedia, Kryminał | 105 min

Nie psujcie sobie weekendu

Tomasz Świtała | 15-01-2011
Już kilka tygodni temu, słysząc w popularnym programie Kuby Wojewódzkiego dumne przechwałki Cezarego Pazury, odniosłem wrażenie, że jego reżyserski debiut będzie niczym jego twórca – na pierwszy rzut oka luźny i zabawny, w rzeczywistości jednak tandetny, nadęty i zwyczajnie przereklamowany. Nie pomyliłem się. „Weekend” ma w sobie mniej więcej tyle polotu i finezji, co zeszłoroczne czerstwe „Ciacho” Patryka Vegi i można go śmiało obwołać najbardziej żenującym polskim obrazem początku dekady. Główne powody takiego stanu rzeczy są co najmniej trzy.

Po pierwsze, beznadziejny scenariusz. Sytuacja taka może nieco dziwić, biorąc pod uwagę ogromne doświadczenie Pazury zebrane na planach niezliczonych „komediowo – gangsterskich” produkcjach od „Kilera”, przez „Chłopaki nie płaczą”, aż po „E=MC2”. Reżyser „Weekendu” niepotrzebnie stara się opowiadać co najmniej kilka historii naraz i nie może zdecydować się, czy skupić się na wątku zranionego gangstera Maxa (Małaszyński), widzącego w każdej kobiecie piękność, która przed laty go porzuciła (Małgorzata Socha), czy może raczej zrzucić film na barki Pawła Wilczaka w roli gangstera Normana? Takie rozwiązanie z pewnością miałoby sens, ponieważ w przeciwieństwie do Małaszyńskiego, Wilczaka można nazwać aktorem, a nie jedynie wyrobem „aktoropodobnym”. Cóż jednak z tego, gdy nawet najśmieszniejsza scena z udziałem Wilczaka ma w sobie mniej więcej tyle komizmu, co twórczość Andrzeja Wajdy. W scenariuszu znalazło się także miejsce dla komisarza policji (szarżujący Jan Frycz), chcącego zrobić ze swojego fajtłapowatego podopiecznego glinę z prawdziwego zdarzenia. Niestety i ten wątek poprowadzony jest na tyle nieudolnie, że mniej więcej co piętnaście minut niecierpliwie zerkamy na zegarek wyczekując zapalenia lamp w kinowej sali. Dzięki takiemu podziałowi natomiast, widz cały czas może zastanawiać się i prowadzić subiektywny ranking, w którym z wątków reżyserska nieudolność Pazury osiągnie apogeum.

Po drugie: aktorstwo. Nie wymagam oczywiście wiele od Pawła Małaszyńskiego, który z każdą kolejną rolą udowadnia, że jest Grzegorzem Rasiakiem polskiej kinematografii. Cztery miny (radość, smutek, zdziwienie, niepewność), dwa spojrzenia (łagodne, groźne) oraz kilka powtarzających się stale gestów – oto aktorski warsztat Małaszyńskiego. Partnerują mu znacznie zdolniejsi koledzy (wspomniani już Frycz, Socha, Wilczak, a także Antoni Królikowski i Michał Lewandowski), jednak nie mają oni szansy rozwinąć skrzydeł przygnieceni przez idiotyczny scenariusz, źle zarysowane postaci, a przede wszystkim przez setki niepotrzebnych wulgaryzmów. Nie twierdzę, że w komedii gangsterskiej bohaterowie nie mogą „rzucać mięsem”, jednak w „Weekendzie” przekleństwa zajmują chyba wszystkie miejsca w scenariuszu, w których scenarzysta nie wiedział co napisać. Jedyne za co możemy szczerze podziękować Pazurze to brak w obsadzie Karolaka, Szyca i Adamczyka. Okazuje się, że jednak można wyprodukować w Polsce film mający być z założenia komedią, w której nie występuje nikt z powyższego tria.

Najgorsze jest jednak to, że Cezary Pazura zdaje się mieć polskiego widza za skończonego kretyna. Po pierwsze, wmawia mu, że żenujący gniot jest produkcją na europejskim poziomie. Po drugie, wygłasza tezy, iż mizerne efekty specjalne wykorzystane w filmie prezentują się efektownie. Po trzecie wreszcie, wydaje mu się, że widzowie to kupią… Na koniec gorąco polecam wszystkie inne produkcje mające premierę w weekend, abyśmy w niedzielę wieczorem spokojnie mogli powiedzieć, że był on całkiem udany.
2,0
Ocena filmu
głosów: 4
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
vaultdweller
Radosław Sztaba